czwartek, 19 maja 2016

Woda!

Nareszcie w niedzielę zaczęło padać!
Tak na prawdę w ostatnim momencie, bo już zboża na piachach zaczęły się zwijać i żółknąć. Jeszcze kilka dni upału i wiatru, i można by było całą uprawę talerzować.
Na szczęście troszkę popadało. Piszę troszkę, bo w trzy dni spadło 15 litrów na metr kwadratowy i to by było jak narazie na tyle jeśli chodzi o opady majowe. Powinno spaść 100 litrów na metr przez cały miesiąc, żeby można było mówić o w miarę dobrym nawodnieniu.
Całe szczęście, że od kilku lat siejemy zboża ozime. Zboża jare na piachu, przy takiej suszy nie miałyby szans.
Nadszedł czas grodzenia upraw przed zwierzyną. W tym roku ze względu na Jasia nie uczestniczę w takich pracach i przyznaje, że bardzo mi tego brakuje.
Za to dzięki temu utworzyliśmy etat i pewien człowiek ma pracę. Nie ma więc tego złego ;)
Z nowości mamy kurczaczki. Niestety z wylęgarni, bo nie miałam czasu zająć się własnym wylęgiem, a stado trzeba odmłodzić. Tak wyglądały po przyjeździe do nas we wtorek
Nie lubię wylęgarni głównie przez to, że w takich miejscach koguciki, które się wylęgną są uśmiercane. Oczywiście poza tymi, które ktoś kupi. Przyznaję, że u nas kogutki z własnego chowu również tracą życie i lądują w rosole, ale mają chociaż szansę trochę pożyć w dobrych warunkach nim to nastąpi.
Taka kolej rzeczy.
Wracając do pogody popadało, co bardzo mnie i nie tylko cieszy. Czemu jednak od razu musiało zrobić się tak zimno? Przez dwa dni wiał tak zimny wiatr, że nie było szans żeby wyjść z Jasiem choć na chwilę.
We wtorek Jaś po południu został z Tatą, a ja z psami poszłam obejrzeć jak zazielenił się świat, dzięki wodzie.

Wczoraj natomiast nadrobiliśmy zaległości spacerowe z nawiązką.
Rano spacer z wózkiem, a po obiedzie w chuście do lasu. Pięknie się na świecie zrobiło!

Taka aleja lipowa prowadzi do naszej wioski

W drodze do lasu
 



I droga powrotna

A co robiłam kiedy deszcz padał?
Piekłam chleb 
i ciasta
Tutaj akurat kruche z jagodami. Zapachniało w kuchni latem!
A w wolnych chwilach, tych bez deszczu działałam w ogrodzie, ale o tym już w innym poście.
Pozdrówki!

czwartek, 12 maja 2016

Nadchodzi lato

Wielkimi krokami się zbliża.
Lato.
Dla większości czas odpoczynku, urlopów.
Dla nas czas najintensywniejszej pracy.
W polu, w ogrodzie i przy kozach.
O urlopie raczej mowy nie ma.
Nie oznacza to jednak, że nie potrafimy cieszyć się latem.
Wieczorne biesiady w ogrodzie, przeciągające się do późnej nocy na dziś dzień raczej mamy za sobą. Wiadomo przy malutkim dziecku to raczej samobójstwo ;)
Za to są przecież inne cudne aspekty tej pory roku.
Wieczorne kumkanie żab i poranny zapach rosy. Wschody księżyca nad bagnem i zachody słońca.
Sierpniowe świerszczy granie i zapach melonów czy pomidorów z własnej grządki.
W takiej letniej, sielskiej scenerii nawet komary dadzą się lubić :)
Tymczasem cieszymy się wiosną i kwiatami na drzewach w sadzie.
Pszczoły uwijają się jak szalone zbierając z nich nektar.


 Kozy cieszą się swobodą na pastwisku za domem
 
Tylko Albercik w niewolę popadł ;)

 
I deszczu ciągle brak.
Spacerujemy z Jasiem kiedy tylko się da.
Ostatnio na spacerze napotkaliśmy pisklę żurawia

Ciężko zauważyć je w liściach. Zdradziło je jednak szuranie. Zaniepokojeni rodzice bardzo starali się odwrócić moją uwagę od swojego dziecka, dlatego też zostawiliśmy ptasią rodzinę w spokoju i poszliśmy dalej.
Do lasu.
A tam, co kawałek napotykaliśmy dzicze rodziny, jelenie, sarny i zające. Cóż w naszej wsi widać tylko ja jestem na tyle szalona, by o tej porze roku zapuszczać się do lasu ;)
I jeszcze napotkany ostatnio konik
No nie mogłam się powstrzymać ;)
Pozdrówki!

Archiwum bloga

Szukaj na tym blogu