wtorek, 19 czerwca 2012

Kolczyki i bezkrwawe "łowy"

Zainspirowana domkami z robótki z myszką stworzyłam własne. Oczywiście powstały z nich kolczyki z serii szmaciaków. Oto efekt:
Przy okazji inne - lizakowe dorobiły się w końcu bigli
 
Dzisiaj wzięłam się za sadzonkowanie krzewuszek. Ciekawa jestem ile sadzonek ukorzeni się. Z zeszłorocznych tui, które razem z Radkiem sadzonkowaliśmy przyjęło się i przezimowało około 50%. Z sadzonkowanych około 10 ostrokrzewów tylko 3 dają oznaki życia. Mam nadzieję, że z krzewuszką pójdzie lepiej - ponoć łatwo się ukorzenia. Zobaczymy.
Przed wczoraj byliśmy na bezkrwawych "łowach", czyli poszliśmy na ambonę poczynić obserwacje. Liczyłam, że uda mi się sfotografować jakiegoś dzika czy sarnę z bliska, niestety nawinął się tylko myszołów i to zbyt daleko by mój aparat go ujął. Za to mam kilka zdjęć zachodu słońca. Zachody mamy niesamowite, a najpiękniej wygląda księżyc w pełni wschodzący w promieniach zachodzącego słońca z nad bagna. Się rozmarzyłam. 
Zdjęcia "ambonowe"

Zmierzamy ku domowi i słoneczko zachodzi...



czwartek, 14 czerwca 2012

O dzieci "hodowaniu"

Któregoś dnia sąsiad zadał mi pytanie - podobnież nurtujące mieszkańców naszej wioski - dlaczego hodujemy kury a dzieci nie chcemy zahodować? Nie będę się wypowiadać na ogólny temat posiadania bądź nie dzieci, ponieważ uważam, że to nasza tylko i wyłącznie sprawa, i nie odczuwam potrzeby by się miejscowym babom tłumaczyć. Na potrzeby bloga mogę tylko napisać, że nie mam nic przeciwko posiadaniu dzieci, ale nie zamierzam na głowie stawać, by było już, natychmiast. Natomiast samo określenie rozwaliło mnie na łopatki. Bardzo przytomnie odpowiedziałam, że zawsze wydawało mi się, że dzieci należy wychowywać, a nie hodować. Oczywiście temat szybko się skończył. A jak tak sobie patrzę na tak zwane bezstresowe wychowanie=brak wychowania prowadzone przez sąsiadów z za płota to nie dobrze się robi. Temat rzeka. Dzieciaki puszczone bez opieki, nie mają wyznaczonych żadnych granic, po prostu robią co chcą i nikogo nie słuchają. Cud, że się jeszcze żadne nieszczęście z ich udziałem nie wydarzyło. A my razem z Radkiem tylko zastanawiamy się czy się wtrącać, czy czekać na jakieś nieszczęście. Oczywiście w sytuacjach, które faktycznie zagrażają ich życiu i zdrowiu, a jest ich nie mało reagujemy na bieżąco i zastanawiamy się tylko kiedy usłyszymy, że mamy nie wtykać nosa w nie swoje sprawy.
Z radosnych wieści hodowla kur się powiększa, kwoce wylęgły się dwa kurczaki.
 Ten mały czarny jest dzisiejszy, większy, który już je z wczoraj
Z niecierpliwością czekam na kolejne.
Wczoraj korzystając z  ładnej pogody byłyśmy z psicami na długim spacerze. Była kąpiel błotna w wykonaniu Figi
I w stawie


Okolica:







 W tle rozlewisko z masą żab, szkoda, że nie da się oddać na zdjęciu tego kumkania
 
Tu wylazły nam dwie lochy z małymi i musiałyśmy zawrócić:





Widok na dom:

Przydrożno-łąkowe kwiatuchy:
 

 

 



Dzikie poziomki
Po spacerze coś na szybkiego na obiad, czyli pomidorowa i blinki;
Dla zainteresowanych podaję przepis, bo robi się je bardzo szybko i są pyszne :)
Bierzemy 2 kefiry po 400g (można też użyć zsiadłego mleka), 3 szklanki mąki, 4 czubate łyżeczki sodki (nie proszku do pieczenia!) i 4 łyżki cukru, składniki mieszamy. Ciasto powinno mieć konsystencję gęstej śmietany. Na patelni rozgrzewamy tłuszcz i smażymy niewielkie placuszki. Spożywamy z czym dusza zapragnie. Świetnie smakują z dżemem czy miodem. Z podanych składników wychodzą dwa talerze jak na zdjęciu. Smacznego ;)

poniedziałek, 11 czerwca 2012

Codzienność


Nastał długo oczekiwany przez Radka czas roboty w lesie. W końcu na naszym poletku zakończono zrywkę i możemy wyrabiać drzewo dla siebie. Drzewo jest bardzo ważne, bo bez niego nie ma ciepełka :) Okazało się, że nasz ulubiony pan Leśniczy zostawił dla nas w ramach rozrachunku dwa całe buczki, więc jest radość. Pierwszego dnia i ja poszłam do lasu, ale teraz Radek zatrudnił do pomocy chłopaków z pobliskiej wioski, bo im szybciej nasz opał znajdzie się w domu tym lepiej. A w ramach jego sklerozy bądź braku uwagi, ja tylko kursuje na linii dom-las-dom, ewentualnie dom-miasto-dom-las-dom. Dziś na przykład musiałam z samego rana jechać przedłużyć łańcuch do piły, bo za krótki kupił. No ale najważniejsze, że będzie drewutnia pełna drzewa :) Nasze psy tylko bardzo cierpią z tego powodu, bo dla ich bezpieczeństwa nie zabieram ich teraz z sobą, a one uwielbiają wyprawy do lasu. Jak wracam szaleją obwąchując mnie. Muszą jeszcze jakiś czas wytrzymać bez leśnych spacerów.  
Dziki coś odpuściły, wystarczyło tylko, że kilka razy stryjek poszedł z bronią na ambonę i tak jakby wyczuły rychłą śmierć opuściły swoje żerowisko. Za to teraz kret dokucza mocno moim kwiatowym rabatkom. Radek dzielnie walczy, a ja tylko się cieszę, że nasze psy nie włączyły się do tej walki, bo ostatnim razem narobiły większych szkód niż kret ;)
Ostatnio kopiowałam swoje wpisy z bardzo starego – pierwszego mojego bloga. Szkoda tych wszystkich wspomnień, a wiadomo, że kiedyś zapewne mój pierwszy blogasek zostanie usunięty z wirtualnej rzeczywistości. Bądź, co bądź fajnie tak sobie poczytać swoje wspomnienia z wypraw wszelakich – i tych mniejszych i tych większych :) Niech żyją studenckie czasy. 
Na koniec kilka aktualnie kwitnących kwiatków. Irysy cebulowe:

 Lilia:
 Świerk conica - prezent urodzinowy :)
I nasze kudłacze, Majka:
 Niezmordowana Foxi:
 I Figa:


sobota, 2 czerwca 2012

Dzik jest zły...

Oto jaki ostatnio widok zastajemy na naszym rzepaku:
Myśliwych brak (nie będę się rozpisywać, bo to temat rzeka). Zrobienie tych zdjęć nie było łatwe, bo przy moim aparacie trzeba było dość blisko podejść, a zdjęcia są potrzebne do odszkodowania. Na zdjęciu poniżej już mnie zwęszyły:
Tu rzuciły się do ucieczki. Przy czym locha - przewodniczka po chwili zatrzymała się i odwróciła, na co ja wolałam zawczasu wziąć nogi za pas ;). Zwłaszcza, że ostatnim razem jak poszliśmy je przestraszyć, wcale nie były skore do ucieczki, a raczej gotowe do walki. Dodam jeszcze, że na ten sam rzepak przychodzi jeszcze druga, mniejsza wataha.
I tak oto zapadła decyzja, że składamy papiery do naszego koła. Co z tego wyjdzie zobaczymy. Może będę myśliwą.
Prace przy tarasie trwają. Dzisiaj co prawda nie, bo pada, ale już pomału widać efekty. Na razie pokażę za to jakie stwory znaleźliśmy w trakcie murowania.



Podobno zwą się traszki :)

Archiwum bloga

Szukaj na tym blogu