wtorek, 24 listopada 2020

Nie ma już nic

Długo zbierałam się do tego posta. Zastanawiałam się nawet czy wogole ma sens...

Ale chyba ma.

Nie ma już nas. Nie ma rodziny. Nie ma marzeń, samorealizacji.

Została pustka, ciemność i ciężka praca.

Mój Mąż nie żyje

Mój Syn nie żyje

Za chwilę minie pół roku od wypadku, a ja dalej nie potrafię się z tym pogodzić. 

Obaj zginęli tragicznie na miejscu

Zostałam z Michalkiem sama. 

Działam i staram się wyprostować co się da i ciągnąć dalej ten wózek.

Nie wiem czy się uda, ale wiem, że Radek njgdy by mi nie wybaczył gdybym się poddała.

Dlatego nie poddam się dopóki starczy sił. Dla Michałka i dla nich - Jasieńka i Radka. 

Módlcie się za nas, za całą czwórkę.

Archiwum bloga

Szukaj na tym blogu