sobota, 27 kwietnia 2013

Czasu nie mam za nic

Jakoś mi czas za szybko ostatnio ucieka. Strasznie to denerwujące, że zimą często człowiek nie wie co ze sobą zrobić, a jak tylko przyjdzie wiosna to nagle dzień ma za mało godzin, a tydzień dni. Ostatnio dochodzi mi jeszcze masa rozjazdów, co dodatkowo zmniejsza możliwości ogarnięcia tego co trzeba. A jak wiadomo w domu zawsze jest coś do zrobienia, a w gospodarstwie? Lepiej nie mówić. Nie dość, że trzy dni z tego tygodnia upłynęły mi w rozjazdach, to jeszcze Pani Właścicielka konia na którym odnawiam swoje jeździeckie umiejętności i która nabywa u nas jaja poprosiła o to żeby pod jej nieobecność konia poogarniać. Wiele robić nie trzeba, bo konik jest trzymany na wybiegu i do stajni na wieczór jak ma ochotę wraca sam, zatem cała opieka sprowadza się do podjechania do sąsiedniej wioski, nalania rzeczonemu stworowi wody i sprawdzeniu czy wszystko ok. Jednak nawet te proste i nie powiem - przyjemne czynności powodują jeszcze większy czaso-skurcz.  Dlatego ogród warzywny jeszcze nie dokończony, folia pomału zarasta chwastami, o rabatkach nawet wspominać nie będę... I jak na złość dzisiaj jeszcze pogoda zrobiła się zgniła i mokra, że aż się z domu nie chce wyjść, co i tak nie przeszkodziło mi w posadzeniu malin, które dostałam od sąsiadki i poprzesadzaniu "ogórków" (nie wiem jak się ta roślina nazywa, ale chodzi o takie jednoroczne pnącze, co mocno się rozrasta i ma potem takie kolczaste owoce właśnie do ogórków podobne) co się nasiały, wzdłuż całej siatki. Z wyjazdów jest za to też duży pozytyw. Wczoraj na przykład w Wałczu odwiedziłam lump, który ma dział z artykułami jeździeckimi. W efekcie stałam się posiadaczką porządnego kasku Horka (do tej pory jeździłam w toczku starego typu) za 50 zł oraz dwóch par bryczesów, w tym jednych jeansowych typu jodhpur, które od jakiegoś czasu mi się marzyły, ale szkoda było mi wydać na nie 300 zł (w końcu znam sposoby żeby lepiej taką kwotę zainwestować, a jeździć można tak na prawdę we wszystkim ;)), natomiast za 40 zł z miłą chęcią zaopatrzyłam się w porządne jeansy do jazdy. Z zakupów nie dawno poczynionych mogę ze spokojem serca polecić takie proste urządzenie:
Służy do spulchniania ziemi na np. rabatkach, wypróbowałam również, że świetnie przy jego pomocy usuwa się mlecze. Bardzo ułatwia i przyspiesza pracę.
Wracając do uciekającego czasu ostatnio też moim nowym wieczornym hobby stało się "ściganie" łań po naszym życie. Wszystko przez czysty przypadek. Stado pojawiło się któregoś wieczoru na życie za domem. Ponieważ z daleka ciężko było dostrzec czy to faktycznie jelenie, czy też może konie sąsiada i z racji tego, że nazajutrz mieli z koła przyjechać na szacunki (i gdyby znaleźli ślady koni zapewne stwierdziliby, że to one spasły nasze żyto) poszłam sprawdzić. Łanie, a było ich ponad 20 niespecjalnie się przestraszyły, kiedy podchodziłam bliżej odchodziły kilkaset metrów i dalej się pasły, "przegoniłam" je tak z dobre 2 km. Niestety w pośpiechu nawet do głowy mi nie przyszło żeby wziąć aparat, czy chociażby telefon. Niestety kiedy poszłam do domu po rzeczony sprzęt chmara się ulotniła w niezidentyfikowanym bliżej kierunku. Piękne zwierzęta, szkoda, że z ich obecnością w okolicy łączą się liczne szkody w uprawach.
tędy przeszło rzeczone stado
Ponieważ czasu nie mam wiele znikam. Na koniec jeszcze moje ukochane szafirkowe pole
Udanego weekendu!

poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Wszystko rośnie jak na drożdżach!

Nasze śliczne kurczaczki zamieniły się w dinozałery, czyli zaczynają obrastać w piórka i zrobiły się dość pokraczne. Pomału po grzebyczkach widać ile będzie kurek, a ile kogutków.

Liczyć jeszcze nie liczyłam bo nie bardzo mam kiedy. Zresztą dalej jestem jednooka. Na bolącym oku zaczęła mi puchnąć powieka, czyli tak jak przypuszczałam będzie jęczmień jak ta lala. Wolałabym ten jęczmień w polu, ale trudno, mam na to maść to smaruję i liczę, że szybko przejdzie. Dobrze, że nie wysadziliśmy jeszcze pomidorów do folii, bo przed wczoraj w nocy był spory przymrozek, co najmniej -3. Na szczęście oglądaliśmy pogodę i pomidory na noc wylądowały w gospodarczym, mają się dobrze :)
Moje sadzonki kwiatów przesadzone i wyniesione do folii rosną jak się patrzy
gazanie

osteospermum

hibiskus czyli ketmia południowa

czubatka ubiorkolistna
Hibiskusy niestety zbyt długo przetrzymałam na parapecie w domu i bardzo się wyciągnęły. Mam nadzieję, że w foliaku się ładnie wzmocnią i zahartują. Pierwszy raz mam doczynienia z tą roślinką więc bardzo jestem ciekawa co z tego wyjdzie. Inne jednoroczne kwiaty też ładnie powschodziły i rosną.
Warzywka w folii mam już całkiem spore jak na tegoroczny późny siew
rzodkiewka

siewki kapusty


sałata

cebula rodzinna
Posadziłam w folii też kilka cebulek cebuli rodzinnej, bo jak będzie rzodkiewka to i szczypior się przyda :)
Wierzba mandżurska z bukietu na dzień kobiet ładnie się ukorzeniła i na razie wzmacnia się w folii, bo nie mam jeszcze pomysłu gdzie ją posadzić
 
A na koniec na kolorowo

I pieskowo
Figa po zdjęciu szwów ładnie się zagoiła i teraz tylko placyk z odrastającą sierścią przypomina o niedawnym wypadku.
Pozdrówki

piątek, 19 kwietnia 2013

Kwietniowe kwiecie

Dzisiaj wpadam na chwilę pokazać kilka fotek z ogrodu. Jak się patrzy na zieleniejącą trawę i rozkwitające "na wariata" kwiaty to aż ciężko uwierzyć, że niespełna dwa tygodnie temu leżał jeszcze śnieg i był mróz. A wczoraj w cieniu miałam 28 stopni! Dziś dużo chłodniej bo wieje silny, zimny wiatr. Skłamałabym pisząc, że ten wiatr nie ma nic wspólnego z moją nieobecnością w ogrodzie :) No to kilka kwiatuchów
Stokrotki rosną masowo w moim warzywniku, a że w czasie kopania grządek zrobiło mi się ich szkoda, otrzymały donicę na tarasie i na razie sobie tam kwitną
Pierwsze tego roku żonkile, wiatr niestety uniemożliwił aparatowi złapanie ostrości. Zatem jest jak jest ;)
 Krokusy kończą już żywot, za to nieśmiało zakwitają fiołki
Szafirki wystawiają główki do słońca, jeszcze chwilę i zakwitną. Hiacynty i tulipany zresztą też rwą się do kwitnienia
Miodunka obsypała się kwieciem
 Posadzone zeszłego roku prymule, marne jakieś ale kwitną

A w warzywniku wylazł czosnek
Za chwilę będzie można ugotować kompot z rabarbaru :)
Maggi czy jak kto woli lubczyk tez rośnie w siłę
Pomidory wynieśliśmy do foliaka, niech się hartują, jak nic się w pogodzie nie zmieni to może je za tydzień wysadzimy? :) Poza tym posiałam już (jak na ten rok to już ;)) marchew, pietruszkę, sałatę, groszek, posadziłam dymkę. Idzie więc jakoś to przodu :) Dzisiaj będąc w mieście pomimo przekonywania samej siebie, że nie będę sadzić clematisów, bo poza botanicznym przemarzają, zakupiłam Clematis Jackmanii, może ten będzie bardziej odporny?
A z nowości myszka odmawia mi posługi i już trzeci dzień oko mnie boli. Taka promocja wiosenna :)
Pozdrówki

poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Leniwie, niedzielnie, grillowo

Mieliśmy wczoraj gości. Przyjechali moi rodzice z siostrą i babcią. Sezon grillowy uważam zatem za otwarty, gdyż cały wczorajszy dzień spędziliśmy na zewnątrz grillując i spacerując. Zdjęć nie będzie - zastrajkowałam i postanowiłam nie latać z aparatem :) Niestety była też przykra niespodzianka. Poszliśmy na spacer nad rozlewisko i na naszych oczach psy (nie nasze) o mało nie zadusiły koziołka. Małe psy! Jeden wielkości jamnika, drugi nie wiele większy, wgoniły biedaka w trzęsawisko i zaczęły szarpać za gardło. Kiedy nadeszliśmy koziołek opadł już z sił i leżał, a one go dusiły. R. dzielnie i nie bez użycia przemocy odgonił psy, i zaliczając przy okazji kąpiel wyciągnął biedaka. Niestety obrażenia okazały się na tyle poważne, że zwierzak nie przeżył. Za to właściciele psów przeżyli bardzo nie przyjemną rozmowę. Niestety nie jest to pierwsza sarna, którą w naszej okolicy, a dokładnie prawie, że w wiosce zabiły psy i niestety patrząc na kolejne piękne zwierzę, które osłabione po zimie ginie w tak nikczemny sposób mogę tylko napisać jedno, zakazanie myśliwym strzelania do kłusujących psów było wielkim błędem. Dlaczego? Otóż wcześniej, kiedy istniało ryzyko, że pies latający luzem i bez nadzoru po polach i lasach zostanie zastrzelony nie było u nas ani przypadku zagryzienia sarny ani zastrzelonego psa, ani włóczących się psów! Wynika z tego, że zmieniając ten przepis ustawodawca dał otwartą furtkę do puszczania psów samopas, no bo teraz nic im się nie stanie. Nowy przepis funkcjonuje nie wiele ponad rok, a z miesiąca na miesiąc jest coraz gorzej, w ostatnim to już trzecia zaatakowana przez psy sarna w bezpośrednim sąsiedztwie naszego domu! I to liczba o której wiemy na pewno, a czy takich ataków nie było więcej nie da się ustalić...
Tą przykrą refleksją kończę życząc udanego tygodnia.

sobota, 13 kwietnia 2013

Ustawa śmieciowa i koncert na rozlewisku

Wczoraj przy okazji załatwiania spraw różnych z gminie miałam okazję posłuchać ile emocji budzi w ludziach wyżej wymieniona ustawa. Jedni mówią, że to dobra rzecz, inni, że kolejny sposób na wyciągnięcie od ludzi kasy. Mieliśmy w tej sprawie również spotkanie z wójtem w naszej wsi. Nie będę rozpisywać się na temat tego, kto ma na tym zarobić i dlaczego, bo ile ludzi tyle teorii. Dla mnie ważne jest jedno i to staram się ludziom dookoła uświadamiać: zarobić na tym, ma przede wszystko nasze środowisko naturalne. Samo "wymyślenie" takiej ustawy ma również całkiem sensowne jak dla mnie podłoże. W założeniu ma zmusić każdego do płacenia za śmieci, a co za tym idzie zapobiec wywożeniu śmieci do lasu, czy wyrzucaniu przy drogach. Czy zda egzamin czas pokaże, ale obawiam się, że jeszcze sporo czasu musi upłynąć żeby zmienił się sposób myślenia statystycznego Polaka. Co do samego wyrzucania śmieci po rowach, już dziś w każdej wsi w naszej gminie stoją pojemniki na szkło i plastik. Wyrzucanie do nich odpadów jest nieodpłatne, więc zasadniczo każdy posiadający takie odpady powinien ze spokojem wyrzucić je do odpowiedniego pojemnika. Podczas niedawnego spaceru na dzikie wysypisko śmieci (nie było ono celem, ale obok przechodziliśmy ;)) zobaczyliśmy świeżo wysypaną hałdę szklanych butelek, także zwrotnych. Patrząc na ten przykład szczerze wątpię, czy taka ustawa zmieni podejście co po niektórych osobników (nawiasem mówiąc mających chyba siano zamiast mózgu) do dbałości o środowisko naturalne. Mnie osobiście ustawa w samym założeniu się podoba, bo leniwa jestem i choć już dziś segregujemy odpady zawsze problem jest z odniesieniem ich do odpowiednich pojemników. W praktyce wygląda to więc tak, że pojemniki z odpowiednimi odpadami stoją w gospodarczym i dopiero kiedy uzbieramy tego cały kiper odwozimy do pojemników (średnio co 3-4 miesiące). Teraz będą przynajmniej raz w miesiącu odbierane z naszej posesji. Poza tym gmina przyszykuje również miejsce, gdzie można będzie zdać na przykład stare opony, meble czy akumulatory. Do tej pory w promieniu 30 km nie było miejsca, gdzie moglibyśmy oddać takie rzeczy (poza akumulatorami, które odbiera agroma). Oczywiście jest to związane ze zwiększeniem opłaty za odbiór odpadów, co już mniej mi się osobiście podoba, ale jeśli w dłuższej perspektywie nasze lasy i łąki mają być czystsze jestem i za tym.
Z mniej śmieciowych tematów dzikie gęsi wróciły! Żurawie rozpoczęły godowe tańce, a żaby wypełzają na powierzchnie. Tą spotkałam wczoraj na naszym podwórzu.
Na "naszym" rozlewisku też budzi się życie. Sami posłuchajcie
Coś niesamowitego. Szkoda, ze deszcz mnie stamtąd przegonił. Najważniejsze jest jednak to, ze białe badziewie spłynęło i robi się coraz cieplej.
Znikam do ogrodu.
Pozdrawiam

poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Czyżby faktycznie wio...?

Nie wierzę w widok jaki od dwóch dni mamy za oknem. Słońce, śnieg spływa aż miło i ciepło jest. Boję się jednak głośno ogłosić, że to już wio..na żeby nie zapeszyć :)

 
Na podwórzu błoto aż nie miło wychodzić. Utonąć normalnie można, ale co tam jak jeszcze trochę słoneczko przygrzeje to i błoto wyschnie. Ptaszyska wszelakie wesoło wyśpiewują, a szpaki uwijają się wokół dziupli w naszej jabłoni. I widziałam prawdziwego bociana! Kołował wysoko nade mną, a jako, że nauczona doświadczeniem bez aparatu się już za próg nie ruszam strzeliłam mu fotkę na dowód :)
Doświadczenie było takie, że pierwszy raz odkąd tu mieszkam pojawiły się w zaroślach gile i siedziały tak bliziutko, że aż same prosiły się o fotkę, a ja nie miałam aparatu...
Ja z tej ogólnej radości połamałam dziś trzonek od wideł, a jako, że męża w domu nie ma nadeszła przymusowa przerwa w pracach ogrodowych. Wcześniej wysiałam jednak w foliaku rzodkiewkę, sałatę, kalarepę, rukolę, posadziłam kilka cebulek na szczypior, a w skrzynkach umieszczonych również pod folią posiałam kwiaty wszelakie. Będą więc tego roku różnorakie astry, cynie, lwie paszcze oraz zatrawian. Jak odnajdę nasiona to wysieję chyba również aksamitki i nasturcję. Na noc oczywiście w razie przymrozków będą dodatkowo okrywane włókniną.
Zobaczymy co z tego wyjdzie, bo to moje pierwsze doświadczenie z wysiewaniem kwiatów w skrzynkach ustawionych w folii. W poprzednich latach skrzynki chowałam na noc do gospodarczego, a w chłodniejsze dni wystawione na zewnątrz były dodatkowo przykrywane szkłem.
Poza tym zwierzątka bardzo zadowolone wygrzewają się w słońcu


Nawet mucha się pojawiła :)
Od razu jakoś się tak bardziej optymistycznie zrobiło.
Ponadto w sobotę w ramach realizacji marzenia posiadania własnych koni byłam na pierwszej od kilku lat lekcji jazdy konnej. Sąsiadka zapoznała mnie z pewną bardzo obrotną i fajnie prowadzącą lekcje trenerką. I chociaż owa pani dopiero zaczyna pracę we własnym gospodarstwie (trenerem jest od lat, ale teraz poszła w końcu "na swoje") i nawet maneżu jako takiego nie ma, zrobiła na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Ponieważ w swoim życiu miałam doczynienia z wieloma trenerami/trenerkami (nie koniecznie z własnej inicjatywy) wiem co mówię :). Nie powiem żeby szło mi rewelacyjnie. Jednak długa przerwa robi swoje, ale równowaga zachowana, dosiad prawidłowy i nawet nagły galop spowodowany spłoszeniem się konia nie wytrącił mnie z siodła, ani nie spowodował ataku paniki :). Szkoda, tylko że zakwasy po tej lekcji mam do dziś :). Co również ważne dawna kontuzja, która w pewnym sensie była pośrednim z powodem zaprzestania przeze mnie stałych treningów nie dała o sobie znać więc jest nadzieja, że będzie tylko lepiej.
Na koniec pokażę jeszcze część moich pomidorów i papryki, które aż proszą się o wysadzenie na miejsce stałe

Pozdrawiam ciepło!

piątek, 5 kwietnia 2013

Końsko

Ostatnio ciągle śnią mi się konie. Przypadek? Przypadkiem można by nazwać to, że w ogóle zaczęłam konno jeździć. Dość późno, bo dopiero na początku studiów przyjaciółka mnie namówiła i zapisałyśmy się do AKJ. Nasza przygoda z tym miejscem nie trwała długo. Coś około roku, potem zaczęły wychodzić układy i układziki, i zmyłyśmy się stamtąd do prywatnej, prowadzonej przez przesympatycznych ludzi stajni. Zresztą obie i tak zaczęłyśmy już wtedy pracę zarobkową, więc wygodniej nam było płacić za treningi. 
Na Kanaście, czyli stare dobre czasy :)
Później sprawy się pokomplikowały. Zawsze kiedy nadarzała się okazja jeździłam, gdzie się dało. Ba nawet sesję ślubną mam wymarzoną w kiecce na koniu a co :).
Mąż drugi raz w życiu siedzi na koniu. Dumna z niego byłam :)
 
Przy okazji tej sesji oczywiście suknia została poniszczona, ale nie o tym chciałam napisać. Coraz częściej rozmawiamy z R. o tym żeby zakupić własnego wierzchowca. Miejsce w końcu jest, pastwiska i owies też. Co z tego wyjdzie zobaczymy, w każdym razie w ramach depresji spowodowanej ciągle nam panującą zimą pomysł ten nabiera coraz bardziej realnych kształtów.
Tak poza tym to strach z domu wyjść. Dziś podczas spaceru z psami na środku drogi napotkałam
Jak widać niespecjalnie się przejął naszą obecnością, znaczy moją i psów, które na szczęście karnie stały koło mnie
Za to ja się przejęłam jak kawałek dalej zobaczyłam ją
Na szczęście udało nam się pokojowo rozejść każde w swoją stronę.
Pragnę jeszcze donieść, że żurawie mimo moich obaw mają się na razie dobrze
Zdjęcie zostało zrobione kilka dni temu. Teraz co prawda też są na łące, ale już wychodzić mi się do nich nie chce, bo zimno jak w psiarni na zewnątrz.
Zwłaszcza, ze przed chwilą już raz wypełzłam żeby sfotografować pasące się sarny
 
Gdzie ta wiosna? Niech lepiej szybko przychodzi, bo jeszcze mi się słoń zacznie marzyć albo coś... ;)
Pozdrawiam


wtorek, 2 kwietnia 2013

Wielkanocne kurczaki i safari

Wielkanoc minęła a wiosny nadal brak. Przygnębiające. U nas w kuchni na przekór wszystkiemu jest jednak radośnie i wiosennie, a to za sprawą tych maluchów, które zaczęły się wylęgać w niedzielę wielkanocną

 

Foxi kwoka przelicza i pilnuje

 
Na dzień dzisiejszy jest ich 40, ale mamy nadzieję, że jeszcze się wyklują. Kwoki dalej wysiadują pozostałe jajka. Szkoda tylko, że jest tak zimno, bo chętnie byśmy pozwolili kurkom na odchowanie swoich dzieci. Niestety ze względu na temperaturę na zewnątrz jest to nie możliwe
A wczoraj wracając z kościoła mieliśmy okazję podziwiać niecodzienny widok, niemalże jak na safari.
Na polu wypatrzyliśmy łanie
Które na nasz widok rzuciły się do ucieczki
Jakieś 0,5 km biegły lasem obok naszego samochodu żeby ostatecznie przeciąć nam drogę i przejść na nasze pola bliżej domu
Mojemu Tacie udało się nakręcić filmik. Zapraszam do podziwiania tych pięknych zwierząt

Ilu łań się doliczyliście? Mi wychodzi 19 lub 20. Radek twierdzi, że było ich 21. Tak czy inaczej całkiem spora chmara.
Po południu po wyjeździe gości wybraliśmy się na spacer i zgadnijcie na jakie zwierzęta się natknęliśmy? Oczywiście na nasze łanie z poranka

Biedaczki znowu się spłoszyły. Ostatecznie pod wieczór chmara znalazła się tuż za naszym domem. Zdjęcie kiepskie bo i aparat kiepski, i światło już było do niczego.
I znowu wyszedł mi post fotograficzny, ale jak nie podzielić się takimi widokami? :)
Pozdrawiam :)

Archiwum bloga

Szukaj na tym blogu