Podobno od nadmiaru głowa nie boli. Moja Mama mawia w takiej sytuacji, że dotyka nas klęska urodzaju. Mnie niestety rozbolała, bo i żal serce ściskał, gdy patrzyłam na tą masę owoców z którymi nie ma co zrobić, ponieważ nasze jabłonie nie mają jabłek, które dałyby się przechować przez zimę. Zimowe odmiany posadziliśmy nie dawno i w tym roku, co prawda mają owoce, ale o klęsce mowy nie ma.
Inaczej ma się natomiast sprawa ze starymi jabłoniami rosnącymi w naszym sadzie. Te aż uginają się pod ciężarem soczystych owoców. Antonówki jak co roku trafiły do słoików, sporo owoców ususzyłam na tzw. jabcusie, będzie co przegryzać zimą, na resztę owoców wydawało się, że nie znajdę sposobu i pozostanie skarmiać je zwierzakom, a zgniłki wyrzucić.
I wtedy okazało się, że w pobliskim miasteczku od roku działa zakład tłoczący sok z owoców. Można im zawieźć i na drugi dzień odebrać pyszny, zdrowy sok. Jedyny warunek to minimum 100 kg owoców oddanych do przerobienia.
Okazało się jednak, że nasze jabłka na sok są idealne. Nie za słodkie, nie za kwaśne. W kuchni na stałe zamieszkała skrzyneczka z sokiem :)
Teraz najważniejsze pytanie - czy to się opłaca?
Oczywiście, że tak!
Litr soku kosztował nas 1,9 zł i mamy pewność, że to sok 100% bez dodatku cukru. Pyszny i zdrowy.
Jeśli również macie nadmiar owoców to rozejrzyjcie się może i w Waszej okolicy działa taki zakład.
Pozdrówki :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz