Przeczuciom nie zawsze warto wierzyć - przynajmniej ja tak uważam, dlatego też nie przejęłam się aż tak bardzo. Po całym obrządku stajennym nadszedł czas na przyjemniejszą część dnia.
Jak to mówią złej baletnicy...
Od początku jazdy miałam wrażenie, że jakiś dosiad mam kiepski i jak nigdy równowagę mi ciężko utrzymać. No ale łydeczka i do przodu. Z Majką załapałam w końcu fajny kontakt więc kłusowałyśmy sobie na luzie po maneżu wykonując wolty, półwolty, ósemki, kłus wysiadywany, półsiady... Cały czas jednak nie pasowało mi coś w tym moim dosiadzie.
W ramach ćwiczeń Ania zaproponowała pełny siad bez strzemion. Czemu nie. Zwłaszcza, że tydzień wcześniej nie sprawiał mi on większych trudności. Pomknęłyśmy w stronę pastwiska. Skręt i wracamy w stronę stajni i wtedy Majkę trochę poniosło, a mi się równowaga gdzieś zapodziała...
Na szczęście pomimo upadku na plecy skończyło się na kilku siniakach i wybitej kostce. Jak to mówią głupi ma szczęście, ale jak tu nie wierzyć przeczuciom?
W ramach poprawy nastroju zapodaję dobie kampanię społeczną, z której z mężem zaśmiewamy się od kilku dni do rozpuku.
Pozdrawiam!
Ach to przeczucie... Szkoda, że nie zawsze się pojawia... Pozwoliłoby uniknąć wielu nieprzyjemnych sytuacji. Mam nadzieję, że pomimo upadku czujesz się dobrze. Pozdrowienia!
OdpowiedzUsuńO Jezu!!! Miałaś przeczucie!!! No to wszystko jasne - ja też czasem mam, ale żeby to człowiek intuicji posłuchał, to nie, kurtka, olewa;) Też bym olała. W sobotę zdenerwowałam się już podczas siodłania, a nie wolno przy koniach się wnerwiać, bo bestie czują, potem jak mnie odpięła trenerka to się tak zdenerwowałam, że na efekty czekałam tylko jakieś 5 minut - 3 próby zrzutki przez jakieś 15 minut;) No co? Koń tez człowiek, udzieliło mu się;)))
OdpowiedzUsuńPewnie, że człowiek tylko kopytny ;-) następnym razem może coś na rozluźnienie przed siodłaniem? ;-)
OdpowiedzUsuńNo, lepiej zawsze na rozluźnienie niż upadkowe;)))
Usuń