Salony może nie były zbyt luksusowe, w każdym razie dnia wczorajszego za sprawą pewnego pana mieliśmy okazję uczestniczyć w spotkaniu wigilijno-partyjnym. Rzeczone salony to filharmonia nowo wybudowana w mieście na Sz. Co do partii i znajdujących się tam osobistości pozwolę sobie nie wymieniać. W każdym razie ten wyjazd utwierdził mnie tylko, że wolę moje kozy od takich spotkań. A do polityki to na pewno się nie nadaję. Jak widzę jak ktoś z "tej sfery" dorywa się do mikrofonu i wali za przeproszeniem "samojeby" przez pół godziny, wychwalając to ich kółko wzajemnej adoracji i przy okazji łże jak z nut, to nie mam ochoty jak większość osób na sali bić mu braw. Mam ochotę rzucić go zbukiem... I to nie jednym. Mieliśmy także okazję wysłuchać krótkiego koncertu pewnej grupy ludowej co śpiewa i tańczy. Byli naprawdę rewelacyjni! Dla ich występu warto było pocierpieć słuchając tych durnowatych przemówień. Potem zagrał jeszcze miejscowy duet: gitara basowa + wokal. Cały ich występ zastanawiałam się czyje to dzieci, że je w ogóle do filharmonii wpuścili? Żenada. Dwa akordy i wątpliwej jakości wokal dziewczyny. Pod kotleta ewentualnie mogą w jakiejś podrzędnej knajpie grać... Potem był poczęstunek czyli rzeczona wigilia. Ludzie "z wyższej sfery" rzucili się jak świnie do koryta... Żenada totalna. Catering podobno przygotowywała najlepsza knajpa w mieście i powiem szczerze, że czegoś tak obrzydliwego w życiu nie jadłam począwszy od pierogów, a na śmiesznych przystawkach z konserwy skończywszy. Nie dla mnie te salony, o nie...
Szkoda w ogóle wspominać o pewnych "dziewczętach" od nas z biura, które zachowywały się jak nastolatki idące na podryw. Nie dziwiłoby, gdyby nie ich wiek i miejsce pracy... Żenada. A w drodze powrotnej w autokarze (wyjazd był przez pewnego człeka zorganizowany) bez kozery i jakichkolwiek skrupułów na wyścigi odbywały się rozmowy pod tytułem chętnie podjęłabym pracę u pana w urzędzie, na pewno kogoś szukacie...
Widać takie czasy tylko ja się nie umiem dostosować.
Wolę moje kozy... Może i pchają się do koryta, ale czegóż wymagać od ich małych móżdżków? ;)
Jedyny plus, poza rewelacyjnym występem ludowego zespołu było to, że mogliśmy uczestniczyć we Mszy św. w katedrze celebrowanej przez Arcybiskupa. Msza miała piękną oprawę. Dawno nie słyszałam naszych katedralnych organów. Szkoda, że psalmistka śpiewała za przeproszeniem tak, jakby narobiła w gacie.
A może narobiła z wrażenia przed kim śpiewa?
Summa summarum nie nadaję się na takie imprezy koniec kropka. I to pewnie z tego nie nadawania taki jad w moich słowach, ot co ;)
A dziś mąż znowuż był w poradni. Odporność dalej do niczego, ale przyszły wyniki i leczenie jak narazie odnosi skutek jest więc nadzieja, że się uda. Trzymajcie kciuki.
Pozdrawiam!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Archiwum bloga
-
►
2017
(16)
- ► października (2)
-
►
2016
(19)
- ► października (2)
-
▼
2015
(41)
- ► października (4)
-
►
2014
(49)
- ► października (1)
-
►
2013
(86)
- ► października (7)
Szukaj na tym blogu
moje przepisy:
- Babka piaskowa
- Babka z dynią
- Bliny
- Ciasteczka cynamonowo-waniliowe
- Cukinia w cieście naleśnikowym
- Drożdżówki
- Dżem z cukinii z pomarańczową nutą
- Groszek ptysiowy
- Jabłecznik z budyniem
- Keczup z cukinii
- Kiszenie kapusty
- Nalewka jabłkowa
- Nalewka z czarnego bzu
- Niby ptysie
- Palmiery
- Pasta z wędzonej makreli
- Pierniczki norweskie
- Pierogi ze szpinakiem
- Pizza na cienkim spodzie
- Placki z cukinii
- Rogaliki na jogurcie
- Sos do makaronu w słoik
- Strucla z jabłkami
- Tarta z brzoskwiniami
- Tort jagodowo-śmietanowy
- Trufle owsiane
- Wiosenne ciasto z rabarbarem
- Zapiekanka ziemniaczana z kiełbasą i brokułami
- Zupa krem z cukinii
- Zupa krem z dyni
- Zupa krem z jarmużu
- Zupa krem z pomidorów i papryki
Rozumiem dopskonale , też nie lubię takich "spędów " i tego klimatu. Trzymam kciuki za zdrowie męża. Jeszcze raz wszystkiego dobrego na ten Nowy Rok . Pozdrawiam cieplutko.
OdpowiedzUsuńMnie już nawet nie bawią takie spędy. Żenada jak piszesz, najgorsze, że często za nasze pieniądze...
OdpowiedzUsuńpozdrowienia
A u mnie w pracy ostatnio jeden pan przyczepił się, że nie ma już takich bankietów jak były dawniej po wernisażach i oburzył się jak się dowiedział, że nikt za publiczne pieniądze nie będzie organizował bankietów. Dodam, że ten pan też jest ze środowiska ludzi kultury. Trzymam kciuki za męża!
OdpowiedzUsuńMoże pan nie zauważył, że zmienił się ustrój? ;)
UsuńMoże to nie miało być śmieszne ale ubawiłaś mnie tym tekstem do łez. :) :) Wyobraziłam sobie siebie w takim miejscu! Boże, MASAKRA! Szczerze współczuję, że musiałaś tam być. Jak myślę o tych wszystkich ludziach, których opisujesz mam ciarki ;) :) Z humorem trzeba podejść - jak do nowego, zabawnego doświadczenia. Bo tacy ludzie są w pewnym sensie zabawni ;) Ps. a z tymi wynikami na mailu - no po prostu nasza służba zdrowia, trzymam kciuki! Bardzo trzymam kciuki!
OdpowiedzUsuńSpokojnie teraz już też się z tego śmieję :) dzięki za kciuki na pewno się przydadzą
UsuńUderzyłaś mocnym akcentem i trafiłaś w sedno. Nie nawidzę wszechobecnej obłudy i głupoty. Ja ostatnio stwierdziłam że wolę towarzystwo moich psów.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę dużo zdrowia dla męża.