środa, 8 czerwca 2016

Gaszenie pożarów

Od jakiegoś czasu mam wrażenie, że nic innego nie robię. Ciągle brak mi czasu. Ogród zarasta niemożebnie chwastem, dom brudem, a ja tylko biegam pomiędzy tymi bałaganami, a Jasiem i staram się cokolwiek zrobić. Większość czas upływa mi jednak na bieganiu ;)
Po ostatnim upragnionym deszczu chwasty w warzywniku porosły wprost cudnie. Ostatnie trzy dni wyglądały więc u mnie mniej więcej tak: pobudka, karmienie Jasia, zabawa, usypianie, niania w dłoń i bieg do ogródka, pielenie,, bieg do Jasia, czynności związane z obsługą dziecka, usypianie, bieg do ogródka, pielenie, bieg do Jasia etc... A w międzyczasie trzeba przecież obiad ugotować, gary pozmywać (dobrze, że mam zmywarkę :)), pranie jakieś zrobić, poodkurzać (o myciu podłóg nie wspomnę ;)), mleko przetworzyć...
Lekko nie jest.
Biegam i gaszę te domowe pożary, i nie narzekam, bo w końcu każda żmija kiedyś mija ;)
Jaś też urośnie... Kiedyś ;)
W tym tygodniu dodatkowo mamy chrzciny.
Dla ułatwienia organizacji autko nam nawaliło. Wtryskiwacze trzeba zregenerować.
C`est la vie.
Na szczęście na nerwy brak mi czasu :)
Za to ten osobnik leni się za mnie ;)

Pozdrowionka :)

Archiwum bloga

Szukaj na tym blogu