sobota, 28 września 2013

Grzybowo i rozdawajka w Vintage Garden

Sezon grzybowy w pełni. Co prawda prawdziwków jeszcze nie wiele, za to maślaków, koźlaków, kań i rydzy mamy pod dostatkiem. Wszędzie pięknieją również muchomory. Zrobiła się piękna, momentami nawet słoneczna jesień. Zapraszam na spacer moim grzybowym szlakiem :). Wędrówkę rozpoczynam zawsze od bagna czyli dawnego wyrobiska torfu. Koźlaczków i czerwoniaków jest tu zazwyczaj zatrzęsienie. Nic dziwnego - w drzewostanie przeważają brzozy, osiki, wierzby choć trafiają się i sosny.
Koźlarz babka
Na naszym bagnie niedawno odkryłam grzybienie. Szkoda, że w czasie ich kwitnienia nie udało mi się tutaj dotrzeć.
Na drodze napotykam mnóstwo grzybów niejadalnych
Bardzo dużo u nas takich borowików. Choć niektórzy mieszkańcy okolicy je zbierają i uważają za jadalne ja jakoś nie mam odwagi...
Czyżby borowik ceglastopory?
 Te muchomorki sfotografowałam w innym miejscu, ale co tam :)
Muchomor czerwony
 
 
To i maślaczki z innego miejsca się załapią :)
Maślaki zwyczajne
Dalej przechodzę do bukowego lasu.
Tutaj przy odrobinie szczęścia można natrafić na takie okazy
Borowik szlachetny
 
I na bardzo pospolitą opieńkę miodową
Koszyk pomału się zapełnia, a nawet pęka w szwach. Czas wracać do domu :)
Wstyd się przyznać, ale ledwo do domu dotaszczyłam te prawie 10 kg zbiorów. Fakt, że prowadzona w drugiej ręce na smyczy Figa wcale mi nie pomagała :). Na grzyby z polecenia męża, zwłaszcza kiedy zapuszczam się w dalszą część lasu zawsze chodzę z psami. Ma to związek z tym, że po drugiej stronie lasu mieszka gwałciciel, gość podobno własną żonę zamordował... Nie dawno wyszedł z więzienia, dlatego Figa na smyczy zawsze mi towarzyszy. Foxi może chodzić bez bo i tak nie odchodzi ode mnie na krok :). Kiedyś spotkałyśmy w lesie naszego gajowego, Klucha nie pozwoliła mu do mnie podejść na krok choć tylko chciał zamienić kilka słów. Ale wystarczy o tym. Takie widoki witają mnie po wyjściu z lasu w okolicy wioski:
 Liście zaczynają powoli czerwienień i żółknąć
Na koniec ciekawostka. Na te grzyby mówią tutaj jednodniowe. Pojawiają się zawsze przed deszczem.
Oby tym razem prognoza grzybowa się nie sprawdziła :)
Na koniec zapraszam wszystkich do udziału w rozdawajce:
Pozdrawiam!

sobota, 14 września 2013

Chmielowo-jarzębinowo-kalinowo-dyniowo...

Ciesząc się być może ostatnimi ciepłymi w tym roku dniami spacerujemy sobie. Zbieractwo naturalnych skarbów trwa. A oto efekty ich wykorzystania
Na początek chmielowo-kalinowy wianuszek
Bazą do jego wykonania była obręcz z drutu od pastucha.
Drut oplotłam świerzymi pędami chmielu, na koniec wplotłam kilka gałązek kaliny i gotowe :)

Gruszkowo-jarzębinowo jest w salonie
Jako mini paterka posłużyło gniazdo znalezione na zrębie w lesie
Do wykonania świecznika wykorzystałam miniaturowe gruszki i jarzębinę
Bazą jest malutki koszyczek. Świeczkę umieściłam w kieliszku napełnionym piaskiem
No i tradycyjnie dyniowo u mnie
Dynia hokkaido z własnego ogródka, dynie ozdobne to samosiejki, które wyrosły na miedzy koło naszego pola :)
Na schodach do domu również rozgościły się dynie oraz wrzosy
Wrzosy dziś posadzone, zakupione wczoraj w promocji po 0,50 groszy sztuka. Mam nadzieję, że wypięknieją :) Na razie prezentują się tak
Pozdrawiam!

wtorek, 10 września 2013

Dożynki

W sobotę miały miejsce w naszej gminie dożynki. Wyjątkowo odbywały się w innej wiosce niż zwykle i były wyjątkowe. Gospodarze bardzo się postarali. Były ciekawe stoiska, konkursy i pyszne, do tego darmowe jedzenie. Wieńce tylko trzy. Poprzedni gospodarze, którzy co roku od kilku lat organizowali tą imprezę obrazili się i w ogóle nie raczyli się pojawić. Niech się bujają ;) Tradycyjnie święto plonów rozpoczęło się od uroczystej Mszy św. i poświęcenia wieńców, następnie odbył się przemarsz z wieńcami na boisko.
 
Wieńce
Stoiska
W sąsiedniej wsi mamy panią, która przepięknie haftuje. Co roku na dożynkach można oglądać jej dzieła
 
 
 

Jako, że w gminie mieści się muzeum PGR-u  nie mogło zabraknąć pana z "Czarem PGR-u" w kieszeni :)
oraz poczciwego Ursusa
Ogólne wrażenia bardzo pozytywne. Znajomi, którzy specjalnie przyjechali na dożynki byli zachwyceni :). W niedzielę natomiast wybraliśmy się na targi rolnicze do Barzkowic. Tam dopiero było co oglądać. Każdy znalazł coś dla siebie, ale to już w następnym poście :).
Pozdrawiam!

piątek, 6 września 2013

Jarzębinowo-gruszkowy wianuszek

Zrobiony w międzyczasie ze znalezionych na spacerze darów natury. Obecnie zdobi kuchnię.
Konstrukcja bardzo prosta. Gruszki (a w zasadzie gruszeńki :)) nawlekłam na obręcz z drutu i udekorowałam gałązkami jarzębiny doczepionymi przy pomocy druciku florystycznego.
 Zapowiedź bliskiej jesieni

Uwielbiam takie połączenie kolorystyczne :)
Pozdrawiam!

wtorek, 3 września 2013

Tarta z brzoskwiniami

Przepis mojej Mamy. Ciasto szybkie do zrobienia i pyszne. Oczywiście zamiast brzoskwiń można użyć dowolnych owoców. Doskonale smakuje również z musem jabłkowym i dużą ilością cynamonu.
Potrzebne składniki:
  • 2 jaja
  • 1/2 kostki margaryny
  • cukier waniliowy
  • czubata łyżeczka proszku do pieczenia
  • cukier
  • cukier puder
  • mąka pszenna
  • mąka ziemniaczana
  • bułka tarta lub kasza manna do formy
  • owoce

Żółtka oddzielam od białek. Białka ubijam, pod koniec ubijania dodaję cukier puder (łyżka) oraz łyżkę mąki ziemniaczanej. Żółtka ucieram z margaryną, cukrem waniliowym i zwykłym cukrem (sypię na oko), dodaję proszek do pieczenia oraz 2 łyżki mąki ziemniaczanej. Na koniec dodaję mąkę pszenną (tyle żeby otrzymać kruche ciasto, które da się rozwałkować). Formę do tarty smaruję margaryną i posypuję bułką tartą lub kaszą manną. Odrobinę ciasta (około1/5) zostawiam w misce a pozostałym wykładam formę. Na cieście układam obrane i pokrojone na kawałki owoce lub mus. Na owoce wykładam ubitą pianę, a na wierzch daję kruszonkę zrobioną z pozostałego ciasta. Szkoły robienia kruszonki są dwie. Pierwsza dodać trochę mąki i cukru wyrobić, schłodzić i potarkować. Druga dodać tyle mąki i cukru aby po wymieszaniu otrzymać gotową kruszonkę. Ja preferuję ten drugi sposób :). Ciacho wkładam do nagrzanego do 200 stopni piekarnika na około 40 minut.
Pozdrawiam

poniedziałek, 2 września 2013

Kisimy kapustę :)

Na reszcie pada! Jest radość bo do tej pory mieliśmy totalną suszę. W końcu będzie można poorać pola, a może i grzyby będą? Jesień czuć już mocno w powietrzu, liście pomału żółkną, powietrze inaczej pachnie. Po środzie zapowiadają upały, nie obrażę się, choć jesień też lubię :) W ostatnich dniach przed deszczami zebrałam kapustę z pola. Niestety nie była zbyt urodziwa, dlatego też postanowiłam najmniejsze główki poszatkować i nastawić na kiszoną w kamionkowym garnku. Taki przedsmak jesieni. Bo jak jesień to obowiązkowo kapusta kiszona być musi. Nastawimy jeszcze oczywiście dużą beczkę z całymi główkami, ale to potem.
No to teraz pokrótce jak to się robi?
Z kapusty zdejmujemy wierzchnie liście, wycinamy głąby i drobno szatkujemy. Ja robię to przy pomocy szatkownicy Zelmera.
Bierzemy kilka marchewek (ja zużyłam 4) obieramy i tarkujemy. Bez marchwi kapusta też ukiśnie, ale z marchewką nam zdecydowanie bardziej smakuje :).
Potrzebna jest jeszcze sól taka jak do kiszenia ogórków. Ile? Ja daję na oko i na koniec sprawdzam czy kapusta jest dość słona (fachowcy podają, że na 11 kilo kapusty należy dać 100 g soli). Na pewno nie ma co soli żałować :) Mój garnek jest już dość sfatygowany więc wykładam go dodatkowo workiem foliowym do kiszenia kapusty.
Następnie do miski wkładam porcję kapusty, posypuję obficie solą, dodaję garść startej marchwi i ugniatam rękoma aż kapusta puści sok.
Przekładam do garnka i dodatkowo ubijam wałkiem owiniętym w folię żeby mi zapachem kapusty nie przeszedł.
Postępuję w ten sposób aż skończy mi się miejsce w naczyniu. Kapusta musi na tyle puścić soku aby po dociśnięciu była nim całkowicie przykryta.
Kiedy już dobrze ubijemy zawartość garnka przykrywamy kapustę ściereczką, pieluchą lub gazą (ułatwi to "mycie kapusty"), kładziemy talerzyk i przygniatamy czymś ciężkim.
Ja przy takiej małej porcji używam 2 litrowego słoika z wodą. Wierzch można jeszcze dodatkowo nakryć ściereczką lnianą by utrudnić muchom dostęp do wnętrza.
Tak przygotowaną kiszonkę odstawiamy na 2-3 dni w ciepłe miejsce. Kiedy zacznie się pienić zbieramy wytworzoną pianę i przenosimy do chłodniejszego pomieszczenia. Ważne by często zbierać powstałą pianę i "myć kapustę" czyli wypłukać ściereczkę, którą mamy w środku, talerzyk, słoik (kamień) oraz przetrzeć czystą szmatką brzegi naczynia aby nie zapleśniały i nie zagniły. Pozostaje więc zadbać o czystość kiszonki i cierpliwie czekać. Ile? 3-4 tygodnie. Kiedy przestanie się pienić jest gotowa :)
Pozdrówki!

Archiwum bloga

Szukaj na tym blogu