Nie wierzę w widok jaki od dwóch dni mamy za oknem. Słońce, śnieg spływa aż miło i ciepło jest. Boję się jednak głośno ogłosić, że to już wio..na żeby nie zapeszyć :)
Na podwórzu błoto aż nie miło wychodzić. Utonąć normalnie można, ale co tam jak jeszcze trochę słoneczko przygrzeje to i błoto wyschnie. Ptaszyska wszelakie wesoło wyśpiewują, a szpaki uwijają się wokół dziupli w naszej jabłoni. I widziałam prawdziwego bociana! Kołował wysoko nade mną, a jako, że nauczona doświadczeniem bez aparatu się już za próg nie ruszam strzeliłam mu fotkę na dowód :)
Doświadczenie było takie, że pierwszy raz odkąd tu mieszkam pojawiły się
w zaroślach gile i siedziały tak bliziutko, że aż same prosiły się o
fotkę, a ja nie miałam aparatu...
Ja z tej ogólnej radości połamałam dziś trzonek od wideł, a jako, że męża w domu nie ma nadeszła przymusowa przerwa w pracach ogrodowych. Wcześniej wysiałam jednak w foliaku rzodkiewkę, sałatę, kalarepę, rukolę, posadziłam kilka cebulek na szczypior, a w skrzynkach umieszczonych również pod folią posiałam kwiaty wszelakie. Będą więc tego roku różnorakie astry, cynie, lwie paszcze oraz zatrawian. Jak odnajdę nasiona to wysieję chyba również aksamitki i nasturcję. Na noc oczywiście w razie przymrozków będą dodatkowo okrywane włókniną.
Zobaczymy co z tego wyjdzie, bo to moje pierwsze doświadczenie z wysiewaniem kwiatów w skrzynkach ustawionych w folii. W poprzednich latach skrzynki chowałam na noc do gospodarczego, a w chłodniejsze dni wystawione na zewnątrz były dodatkowo przykrywane szkłem.
Poza tym zwierzątka bardzo zadowolone wygrzewają się w słońcu
Nawet mucha się pojawiła :)
Od razu jakoś się tak bardziej optymistycznie zrobiło.
Ponadto w sobotę w ramach realizacji marzenia posiadania własnych koni byłam na pierwszej od kilku lat lekcji jazdy konnej. Sąsiadka zapoznała mnie z pewną bardzo obrotną i fajnie prowadzącą lekcje trenerką. I chociaż owa pani dopiero zaczyna pracę we własnym gospodarstwie (trenerem jest od lat, ale teraz poszła w końcu "na swoje") i nawet maneżu jako takiego nie ma, zrobiła na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Ponieważ w swoim życiu miałam doczynienia z wieloma trenerami/trenerkami (nie koniecznie z własnej inicjatywy) wiem co mówię :). Nie powiem żeby szło mi rewelacyjnie. Jednak długa przerwa robi swoje, ale równowaga zachowana, dosiad prawidłowy i nawet nagły galop spowodowany spłoszeniem się konia nie wytrącił mnie z siodła, ani nie spowodował ataku paniki :). Szkoda, tylko że zakwasy po tej lekcji mam do dziś :). Co również ważne dawna kontuzja, która w pewnym sensie była pośrednim z powodem zaprzestania przeze mnie stałych treningów nie dała o sobie znać więc jest nadzieja, że będzie tylko lepiej.
Na koniec pokażę jeszcze część moich pomidorów i papryki, które aż proszą się o wysadzenie na miejsce stałe
Pozdrawiam ciepło!