Budzę się dziś rano i koło łóżka znajduję Mikołaja z czekolady. "Podrzucony" przez Męża najwspanialszy prezent jaki mógł mi zrobić. Niby nic, a cieszy i tak mnie jakoś na wspomnienia wzięło. Za mojego dzieciństwa było jakoś mniej komercyjnie. Jeszcze za czasów "szarzyzny" PRL-u zawsze dostawaliśmy na Mikołajki symbolicznie paczkę słodyczy, podrzuconą w nocy przez Mikołaja. Później kiedy nadszedł drapieżny kapitalizm, do paczek Mikołajkowych trafiały dodatkowo mandarynki i ewentualnie jakiś drobiazg. Nie były to super wypasione prezenty, a jednak pamiętam je do dziś. Owszem pod choinkę w Wigilię trafiały już droższe prezenty, zwłaszcza, że moja Babcia mieszkająca za granicą zawsze starała się wnukom dogodzić. Były więc żółwie Ninja, keyboard, klocki lego, ale to wszystko nie wymuszone, nie "zamówione". Zresztą zawsze największym prezentem był (i będzie) przyjazd mojej ukochanej Babci. Zawsze przyjeżdża na Wigilię, jest tak do dziś, ale nie o tym chciałam napisać. Dzisiejszy komercjalizm mnie przeraża. Patrząc na te wszystkie reklamy w tv odnoszę wrażenie, że w Świętach najważniejsze jest żeby już nie tylko pod choinkę, ale i na Mikołajki podarować dziecku/najbliższym najmodniejszą, najnowszą zabawkę,ewentualnie komórkę, tablet, laptop... bo przecież tylko za 1 zł. Bo przecież to tylko w tym roku, teraz te Święta muszą być wyjątkowe. Nie ważne czy Cię na to stać, jak nie to weź kredyt przecież spłata dopiero po Nowym Roku... A gdzie jakakolwiek "magia Świąt", gdzie radość z wspólnego spotkania przy stole, kolędowania, że nie wspomnę już o tym, że duża część społeczeństwa nawet samej nazwy Boże Narodzenie nie kojarzy z tym, że chodzi tu o coś więcej niż o wypasione prezenty i napchanie brzucha. Może dlatego tak dużo osób mówi już teraz w skrócie Święta? Żeby nie musieć myśleć? W takich chwilach cieszę się, że udało nam się przed tym wszystkim uciec. Przed po raz setny wygrywanym w markecie Last Christmas, przed tłumem ludzi pędzącym nie wiadomo, gdzie i za czym, przed wciskanymi na każdym kroku kawami, herbatami, słodyczami itd bo to tylko dziś w promocji. Dzięki temu, że zakupy robimy w małym miasteczku to wszystko nas nie dotyczy. Owszem jest bardziej świątecznie niż na co dzień, choinki, lampki, bombki, ale nie ma tej całej komerchy i chyba w tym największy urok. I cieszę się, że tak jest, że są jeszcze miejsca w których przed Bożym Narodzeniem można zrobić zakupy w spokoju i bez szału zastanowić nad każdym podarkiem dla najbliższych i cieszyć się myślą na nadchodzące Boże Narodzenie, a nie być sfrustrowanym, że czegoś nie udało się kupić. Może jestem nie dzisiejsza, ale wolę to swoje nie dzisiejstwo :)
Znikam lepić pierogi. I nie na Święta, na obiad :)
Pozdrówki