środa, 20 listopada 2013

Z przychodniowej poczekalni czyli "za moich czasów"

Wczoraj byłam na zdjęciu szwów. Ponieważ chirurg, który wykonywał mi zabieg mógłby mnie przyjąć dopiero w przyszłym tygodniu, a szwy zaczęły mi już mocno dokuczać postanowiłam udać się do naszego ośrodka zdrowia. Kolejka jak zwykle długa, czekając nasłuchałam się opowieści dwóch wszystkowiedzących starszych pań. Panie generalnie miały coś do powiedzenia na każdy temat. Na przykład do kiedy powinno się dziecko piersią karmić, jak dzieci leczyć, czemu chorują, że nie dobrze jest dziecku ciągle butlę dawać, bo "kto to widział" (to pod adresem sąsiadki, która była ze swoim 1,5 rocznym synkiem). Potem zaczęło się o chorowitości dzisiejszych dzieci i młodzieży (to o młodej dziewczynie, która czekała z wynikami ekg), i że "za moich czasów to nie do pomyślenia było żeby młodzi chorowali" (to o mnie). Dowiedziałam się przy okazji, że młodzi nic o pracy nie wiedzą, bo "myśmy to się w PGR-że widłami namachały to tera i zdrowia ni ma, a młodzi tera to nic nie robią" (to o ogólnej reprezentacji młodszego pokolenia czekającej w kolejce). Później zaczęła się opowieść o tym jak mąż jednej z rozmówczyń po pijaku ze schodów spadł i nic mu się nie stało. Pani oczywiście opowiadała to jako najlepszy żart. Dobrze, że w końcu nadeszła moja kolej. Lekarz po krótkich oględzinach orzekł, że szwy do zdjęcia i kazał mi iść do zabiegowego. Miny pań kiedy podeszłam do pielęgniarki i powiedziałam, że lekarz pozwolił szwy ściągnąć były bezcenne. Chyba zrobiło im się głupio, bo zamilkły i w poczekalni zaległa cisza .
Po prostu uwielbiam takie "wszechwiedzące" starsze panie ;)
Przy okazji przypomniało mi się jak kiedyś, kiedy jeszcze mieszkałam w mieście jechałam tramwajem z nogą w gipsie. Usiadłam na jednym z krzesełek, oparłam kule od strony szyby i rozpoczęłam podróż. Już na kolejnym przystanku wsiadło sporo osób, między innymi starsza kobieta (na oko koło 50-60-tki), której strasznie przeszkadzało, że ja siedzę, a ona stoi i zaczęła to głośno komentować. Wzięłam więc kule, wstałam mówiąc "niech pani siada jak taka zmęczona". I starając się nie przewrócić odeszłam na bok. Oczywiście kobieta dopiero wtedy zreflektowała się jaką gafę strzeliła. Dziwnym jednak trafem starsze, podobno lepiej wychowane pokolenie nawet nie pomyślało o tym żeby przeprosić. Widać "za jej czasów" się nie przepraszało. Cały wagon zaczął na nią krzywo patrzeć i za chwilę uprzejmy starszy pan ustąpił mi miejsca, nie pozostawiając przy okazji suchej nitki na tamtej kobiecie. Mam nadzieję, że ja taka jak wspomniane panie na stare lata nie będę ;)
Pozdrawiam!

poniedziałek, 11 listopada 2013

Nie taki listopad pomury jak go malują :)

Dziś miało u nas padać, tymczasem pomimo krążących chmur od rana było dość słonecznie. W związku z tym udaliśmy się na spacer w kierunku dawnej kolonii. Dziś stoją tam dwa domy, kiedyś było to bardzo zaludnione miejsce. Obecny właściciel tych terenów w miejscach, gdzie stały niegdyś domy stworzył sady tradycyjne. Miejsca po dawnych siedliskach można więc łatwo dostrzec ponieważ są ogrodzone drewnianymi płotami i siatką.
Wędrowaliśmy sobie po tym przecudnym terenie zastanawiając się jak to jest. Dziś pomimo zaawansowanej techniki jest spory problem by dotrzeć do mieszkających za wsią sąsiadów (jedynym sensownym środkiem transportu w czasie deszczów czy roztopów jest ciągnik).  Z tego zresztą powodu dawna kolonia wyludniła się, a stojące tam niegdyś domy zawaliły bądź zostały rozebrane. Kiedyś natomiast było to zamieszkałe miejsce i jakoś ludzie dawali sobie radę z dotarciem do wsi. Czy to kwestia wygodnictwa, czy jednak tego, że konie w takich warunkach były zdecydowanie bardziej niezawodne?
Tak wygląda dawna droga prowadząca do jednego z domostw.
Być może to jednak rodzaj transportu odegrał tu decydującą rolę. Pamiętam, że wspomniani sąsiedzi jeszcze do nie dawna mieli zimnokrwistego konia. Klacz była może już wiekowa, ale w razie potrzeby w każdą pogodę dawała radę dociągnąć wóz z właścicielami i tym co akurat trzeba było przewieźć w stronę cywilizacji. Jakieś dwa lata temu sąsiedzi zdecydowali się na jej sprzedaż i kupili stary ciągnik. Niestety zeszłego roku pierwszy konkretniejszy śnieg unieruchomił maszynę i zmuszeni byli do pokonywania tych kilku kilometrów do asfaltu (kończącego się zresztą za naszym domem) pieszo. Dopiero, gdy mróz trochę odpuścił udało się im z pomocą mojego męża  sholować maszynę do domu i naprawić.
Suma summarum jaki nie byłby tego powód tereny te wyludniły się, a w miejscu gdzie kiedyś były pola uprawne i tętniło życie, dziś inny sąsiad wypasa swoje stada dzikich koni.
 
 
Nasz kościół parafialny widać stąd jak na dłoni
i przestaje dziwić, że pomimo sporego oddalenia wspomnianej świątyni od naszej miejscowości to właśnie pod nią podlegamy. Kiedyś istniała przeprawa przez płynącą tędy rzeczkę i dotarcie do kościoła z kolonii nie stanowiło żadnego problemu.
Miejsce i widoki są cudne.
 
 A tu już "nasze" rozlewisko sfotografowane podczas powrotu do domu
Ponieważ post traktuje o listopadzie, a w słoneczny dzień zawsze jest pięknie dla kontrastu wrzucam kilka fot wykonanych podczas pochmurnego dnia, a w zasadzie wieczorem w czasie spaceru na łąki. Nawet taki listopadowy mglisty dzionek ma swój urok.
 
 
 
W tym miejscu, na obecnych łąkach niegdyś znajdowało się jezioro, które zostało osuszone celem pozyskania terenów dla rolnictwa. W taki zamglony wieczór łatwo wyobrazić sobie jak kiedyś mogło ono wyglądać.
 
 
 
I jeśli chodzi o uroki listopada to tyle :)
W ramach dnia niepodległości zaserwujemy sobie pewnie kolejną porcję "Czasu honoru". Świetny serial. W telewizji nie udało nam się go jednak obejrzeć w całości. Korzystamy więc z uprzejmości tvp i oglądamy on-line od początku. Tym co jeszcze nie widzieli polecam i pozdrawiam. Udanego tygodnia :)

sobota, 2 listopada 2013

Listopad

 Odlatujące żurawie

W jesiennej ciszy wśród mgieł zadumy
żurawi klucz leci w dal,
w jesiennym łzawym wiatru poszumie
jak serca tęsknota, jak żal.

Stoję w jesiennej szacie pola
wpatrzona w żurawie lecące,
jak pożegnanie serca, jak cicha niedola,
jak marzeń sny gdzieś płynące.

Żegnajcie i znowu powróćcie żurawie
radosnym kluczem wraz z wiosną,
zostawcie mi piórko na łące przy stawie,
dziś żegnam was jesienną piosnką.

Zofia Ewa Szczęsna                                                               
 
Ten wiersz od dawna kojarzy mi się z listopadem.
Żurawie odleciały, liście całkiem opadły... Tylko na dębach mimo porywów wiatru jeszcze się trzymają, ale tak będzie przez całą zimę. Poza tym drzewa nagie są, a trawa jakaś taka mniej zielona. Przygasły kolory oj przygasły. Teraz pozostaje mieć nadzieję, że ta ogólna szarówa nie potrwa długo i że wkrótce krajobraz zabieli się delikatnie... Choć i teraz, gdy wyjrzy słońce nie jest źle :)
W ramach nie dalekich bo przed tygodniowych wspomnień kilka jesiennych zdjęć mojego ogrodu, czyli tych roślin które przetrwały pierwsze przymrozki.
Gazanie. Lubię je za to, że pierwsze przymrozki im nie straszne
Ostatnie jesienne warzywka
 
Cyklon w folii zwariował i ponownie kwitnie, szkoda, że nie doczekamy już z niego plonów
Te papryki zebrałam tydzień temu
I jeszcze kwiatuchy
 
 
 
Szkoda, że dziś za oknem tylko szaro i deszcz...
Pozdrawiam

Archiwum bloga

Szukaj na tym blogu