poniedziałek, 28 października 2013

Mądrość psa

Skąd taki tytuł? Bo mądrość naszych czworonożnych przyjaciół nie przestaje mnie zaskakiwać. Kiedy słyszę od ludzi, że to tylko pies, że psu się nie ufa to aż mnie telepie. Psy to bardzo mądre zwierzęta i czują tak jak my. Kiedyś nawet czytałam artykuł, na ten temat w którym napisano, że pies postrzega świat na poziomie 5-cio letniego dziecka. Coś może w tym być. Przykład pierwszy. Jakiś czas temu zatrułam się czymś okropnie. Ogólnie nie mogłam nic jeść, nawet jakikolwiek ruch sprawiał mi ból. Mąż spytał mnie czy nie chcę czegoś zjeść? Ja na to, że owszem głodna jestem, ale nie dam rady nic przełknąć. Na to mąż, że może jednak? Na to podeszła do mnie Foxi ze swoim gryzakiem, takim do jedzenia, położyła go koło mnie i spojrzała w oczy merdając ogonem. Kiedy oddałam jej smakołyk, położyła się koło kanapy i nie odeszła na krok, oczywiście smakołyka nie zjadła. Przykład drugi. Sąsiedzi trzymają na łańcuchu psa. Raz dziennie pies jest wyprowadzany na spacer, często spacer odbywamy wspólnie - sąsiadka i jej pies, i ja z moimi dwoma psicami. Pewnego dnia psu zerwała się obroża. Przybiegł do nas, do bramy się przywitać. Pogłaskałam go i powiedziałam "jesteś mądry i bardzo cię lubię, ale idź do domu, nie możesz latać luzem po drodze". Co zrobił pies? Grzecznie wrócił na swoje podwórko i położył się koło budy. Został tam aż do powrotu właścicieli. Przykład trzeci. Zawsze kiedy przyjeżdżali do nas kurierzy, był problem. Polegał on na tym, że Figa z wściekłością rzucała się na bramkę i szczekała tak, że nie szło się dogadać. Wszelkie próby odganiania jej czy upinania na ten czas nie odnosiły skutku. Ja się denerwowałam ona to wyczuwała i stawała się jeszcze bardziej agresywna i hałaśliwa. Do czasu aż któregoś dnia przyjechał kurier i Figa jak zwykle pogoniła do bramki. Podeszłam i spokojnie powiedziałam do niej "pan nam coś da, nie chce nam nic zabrać, tylko coś dla nas przywiózł". Figa uspokoiła się stanęła i patrzyła jak odbieram paczkę. Facet też się patrzył - na mnie - jak na wariatkę. Od tamtej pory kiedy przyjeżdża kurier Figa owszem podbiega, szczeka, ale tylko do czasu aż podejdę i powiem jej to co wtedy. Głupie i naiwne? Może, ale naprawdę działa. Przykład piąty. Ten może już wyuczony, ale jednak. Wczoraj poszliśmy na spacer. Było szaro, buro i ponuro dlatego nie zabrałam aparatu za co do śmierci będę sobie pluć w brodę. Szliśmy przez pole, kiedy zza pagórka wyłoniła się chmara. Na czele szedł potężny byk, za nim dziewięć łań i na końcu jeszcze trzy byki. Zwierzaki poruszały się spokojnym kłusem 20-30 metrów od nas. Figa była jak zwykle na smyczy, Foxi nie. Wystarczyło jednak krótkie i stanowcze "nie" żeby przytuliła się do moich nóg i skowycząc z żalu patrzyła jak jelenie odchodzą. Potrafiła przezwyciężyć jakże silny instynkt łowcy i zostać na miejscu, bo powiedziałam "nie, nie wolno". Przykłady takie mogłabym mnożyć w nieskończoność. Psy to niezwykłe stworzenia, a jeśli zachowują się nie zgodnie z tym czego oczekujemy, nie oszukujmy się - zazwyczaj to ludzie są temu winni. Najpierw źle traktują zwierzę, biją, krzyczą, uczą agresji, a potem dziwią się jak kogoś lub ich samych taki pies pogryzie. Albo odwrotnie od szczenięcia pozwalają psiakowi "wejść sobie na głowę", a potem dziwią się, że pies uważa, że to on jest przywódcą stada i w ogóle się nie słucha. Lub gorzej na wszelkie próby pozbawienia go pozycji reaguje agresją. Pies to żywa istota, która czuje i na swój sposób myśli. Wiadomo, że są psy o różnych temperamentach, ale to jak się będą w przyszłości zachowywać zależy w dużej mierze od nas samych. Choć nigdy nie posunęła bym się do traktowania psa jak dziecko, czy nazywania się jego "mamusią" pewna jestem jednego - pies tak samo jak dziecko potrzebuje dużo uwagi, czasu, cierpliwości i konsekwencji z naszej strony jako szczenię, by już jako dorosłe zwierzę zachowywał się tak jak byśmy chcieli.
A tu przykład "ekstremalnie" wyszkolonego psa ;)
Dziękuję za uwagę i pozdrawiam :)

czwartek, 24 października 2013

Boże, strzeż mnie od przyjaciół, z wrogami poradzę sobie sam...

Nadszedł taki dzień, kiedy te słowa autorstwa Armanda Jeana Richelieu nabrały nowego dla mnie znaczenia. Naiwnie wierzyłam, że potrafię dobrać sobie odpowiednich przyjaciół, okazuje się, że nie do końca. I nie chodzi nawet o jakieś wyjątkowe świństwo, które mieliby mi wyrządzić. Po prostu nagle okazuje się, że jeśli człowiek sam nie zadba o podtrzymanie rzekomo przyjacielskich więzi, to druga strona przez kilka tygodni nie daje znaku życia, nie oddzwania. Przykre, zwłaszcza, że ostatnio kiedy u nas byli rozstaliśmy się bardzo pozytywnie. Od tamtej pory cisza z tamtej strony... Chyba czas po prostu olać takich ludzi. Ale szkoda tej znajomości, zwłaszcza, że poznali się dzięki mnie, stanęli na ślubnym kobiercu, ja im świadkowałam. A z chłopakiem przyjaźniliśmy się od podstawówki - kupę lat. Teraz mam wrażenie, że to moja rzekoma przyjaciółka namieszała w naszych relacjach. Cóż zazdrość to straszna rzecz... Zwłaszcza kiedy idzie w parze z niskim poczuciem własnej wartości. Trudno było minęło, trzeba iść na przód, bo kto na przód nie idzie ten się cofa. Nigdy wcześniej nie pisałam tutaj o swoich problemach. Nawet kiedy działo się u nas źle starałam się to zbywać milczeniem. Widać potrzebuje teraz gdzieś się po prostu "wypisać". Coraz bardziej przeraża mnie nasza przyszłość. Nadchodzący rok, będzie dla nas ciężki, mojego męża czeka leczenie, jedna wielka niewiadoma. Im więcej o tym myślę, tym gorzej, a przestać myśleć nie potrafię... Czekają nas ciężkie decyzje, a na czyjekolwiek wsparcie w obecnej sytuacji raczej nie mamy co liczyć. Po prostu przykre to wszystko.
Na koniec tego nie zbyt optymistycznego wpisu pozytywna nutka
Pozdrawiam!

wtorek, 22 października 2013

Zupa krem z dyni i trufle owsiane

Dzisiaj u nas na obiad zagościła zupa krem z dyni. W sumie jest to bardziej zupa marchewkowo-dyniowa, bo zawsze dodaję do niej sporo marchwi.
No to lecę z przepisem.
Na około 5 porcji zupy potrzeba:
  • 800 g dyni - obrać, wypestkować i pokroić w mniej więcej 2 centymetrową kostkę
  • 5-6 średnich marchewek - obrać, pokroić w talarki
  • 1 dużą cebulę lub 2 małe - obrać i pokroić drobno
  • kostkę rosołową drobiową (lepsza jest na prawdziwym rosole)
  • sól, pieprz, imbir (ten w proszku)
  • odrobina oleju
Na dno garnka wlewam trochę oleju i podsmażam cebulę - żeby się zeszkliła. Do garnka dorzucam marchew i dynię, i zalewam wodą (bądź rosołem) - wlewam tyle żeby przykryć warzywa. Dodaję kostkę rosołową, pół łyżeczki soli, trochę pieprzu.
Gotuję na małym ogniu aż warzywa będą miękkie. Rozdrabniam blenderem i doprawiam imbirem. Najlepiej smakuje z grzankami.
Na drugie zjedliśmy zapiekankę tym razem dodałam dodatkowo trochę boczku. Wyszła pysznie. A na deser trufle z płatkami owsianymi.
Składniki:
  • 8 łyżek mleka
  • 1/2 kostki margaryny
  • 2 szklanki cukru
  • 2 łyżki kakao
  • płatki owsiane
Wszystkie składniki należy połączyć i zagotować. Dodawać płatki owsiane aż całość zrobi się gęsta (mi zabrakło płatków więc zagęściłam dodatkowo otrębami pszennymi). Przygotować deskę wyłożoną papierem do pieczenia. Łyżeczką wykładać i formować trufle. Poczekać aż zastygną i można zajadać :)
Róża, która pozuje z truflami to jedna z ostatnich z mojego ogrodu, które udało mi się uratować przed przymrozkami.
Szkoda, że następne będą dopiero w przyszłym roku. Na szczęście jeszcze parę innych kwiatów przetrwało przymrozki. Okupuje je Majka :)
Pozdrawiam!

czwartek, 17 października 2013

Jesień

Dzisiaj miało być mądrze, ciekawie i w ogóle, i  byłoby, gdyby nie to, że jakieś choróbsko mnie dopadło i z myśleniem ciężko. Na szczęście przed choróbskiem udało mi się zrobić jesienny wypad do lasu, być może ostatni podczas którego mogłam nacieszyć się jesiennymi, leśnymi barwami. Było cudnie. Najpierw przeszłam przez brzeźniak
A potem moim oczom ukazał się cała masa barw w bukowym lesie
 
 
 
 

 
Uwielbiam taką kolorystykę, aż chciałoby się to wszystko namalować...
A podczas powrotu babie lato na pastwiskach
Pajęcze nitki snują się, gdzie tylko się da. Wszystkie źdźbła trawy należą do nich.
Wczoraj natomiast mąż zabrał mnie w przepiękne miejsce, niestety aparatu ze sobą nie miałam. W każdym razie te wszystkie ochry, brązy, palone sieny i zgniłe zielenie cudnie prezentowały się w ostatnich, wieczornych promieniach słońca, kiedy pomału zasnuwała je mgła. Po prostu poezja. A niedługo nadejdzie całkiem inna kolorystyka. Trzeba więc oczy nacieszyć tą bardziej barwną.
Na koniec moje dzisiejsze odkrycie - Echa Leśne - dostępny on-line, świetny magazyn dla wszystkich miłośników polskiej przyrody.
Pozdrawiam!

poniedziałek, 7 października 2013

Jabłecznik z budyniem

Na naszym stole zawsze staram się by przeważały owoce i warzywa sezonowe, najlepiej z własnego warzywnika czy sadu. Jesienią, królują zatem u nas przede wszystkim jabłka. W niedzielę nie mogło zabraknąć jabłecznika, tym razem w wersji z budyniem.


Składniki:
  • 0,5 kilograma mąki pszennej
  • 1 szklanka cukru
  • 2 jajka
  • 1 margaryna
  • 2 cukry waniliowe
  • 2 łyżeczki proszku do pieczenia
  • 2 budynie śmietankowe (oczywiście można budyń przygotować samodzielnie z żółtek, mąki i mleka, ale o tym innym razem)
  • 0,8 litra mleka
  • około kilograma jabłek
  • cynamon

Z mąki, jaj, cukru, cukru waniliowego, proszku do pieczenia i margaryny wyrabiam ciasto. Dzielę je na dwie części. Jedną częścią wykładam dużą blachę do pieczenia. Obieram i ścieram na tarce o grubych oczkach jabłka. Wykładam na ciasto, obficie posypuję cynamonem. Gotuję budyń według przepisu na opakowaniu używając mniejszej ilości mleka, żeby był gęsty. Gorący budyń wylewam na jabłka. Drugą część ciasta rozwałkowuję i wykładam na budyń. Piekę 45 minut w piekarniku ustawionym góra-dół. Po upieczeniu posypuję cukrem pudrem.

Tak poza tym weekend spędziliśmy trochę ogarniając ogród, trochę spacerując. Pomimo wcześniejszych przymrozków udało nam się znaleźć kilka kań.
Na spacerze narobiliśmy też "durnych" zdjęć do albumu
Foxi polatała
I wróciliśmy do domu, bo mimo słońca nie było zbyt ciepło. Dziś również pogoda nie rozpieszcza, ale i tak nie jest źle. Pozdrówki

sobota, 5 października 2013

Nie podoba mi się...

Obserwuję co się dzieje dookoła mnie i coraz mniej mi się to wszystko podoba. I nie mam na myśli zmiany pór roku. Jesień akurat lubię a i cieszy mnie, że nie długo zima. Nie podoba mi się natomiast to w jaki sposób nasz rząd wydaje nasze pieniądze, podkreślam NASZE pieniądze. Nie podoba mi się ciągłe podnoszenie podatków i akcyz wszelakich by zapchać wygenerowaną przez polityków dziurę budżetową. Chcą naprawić to, co sami spieprzyli? Niech oddadzą najpierw część swoich pensji, a potem zaglądają do naszych kieszeni. Niech zapłacą za swoje błędy z własnych majątków, które nie oszukujmy się w większości zdobyli działając- delikatnie mówiąc na granicy prawa. Przeraża mnie ostatnia plaga zabójstw dzieci. Z czego wynikają takie patologiczne rodzicielskie zachowania nie wiem i nie chcę nawet o tym myśleć, ale na pewno ogólna bieda, drożyzna i bezrobocie nie pomagają współczesnym rodzinom. No ale cóż - mamy podobno państwo prorodzinne... To określenie pozostawię w ogóle bez komentarza, bo Polska na pewno prorodzinna nie jest. Wystarczy spojrzeć na pierwsze lepsze statystyki - Polacy mieszkający za granicą decydują się częściej na dzieci niż w kraju, (pierwszy lepszy link) ciekawe dlaczego? Myślę, że to pytanie nie wymaga odpowiedzi. Nie podoba mi się ośmieszanie bohaterów narodowych i wynoszenie na ołtarzy ludzi, którzy swoimi postawami życiowymi na to na pewno nie zasługują (pozwolę sobie pominąć szczegóły). I tak można by w nieskończoność, dlatego na tym zakończę. Ogólnie nie podoba mi się to co się dzieje i to nawet bardzo. Ponieważ i tak nie jestem wstanie nic z tym zrobić to chociaż sobie tutaj wyrażam swoje niezadowolenie. Dlaczego Polacy mają  taką dziwną cechę narodową, że jak się ziemia pod nogami pali potrafią się zebrać i walczyć do ostatniej kropli krwi, a kiedy mamy pokój, dają się okradać, wynaradawiać i generalnie mają wszystko w dupie? (oczywiście nie wszyscy, jednak niestety zdecydowanie większa grupa lemingów tak). Dlaczego ze szkół znikają ważne, uczące postaw patriotycznych lektury (klik), obcina się lekcje historii, za to wpuszcza się do szkół niebezpieczną (moim zdaniem) ideologię gender czy homolobby. Nie podoba mi się to wszystko i już. Co więcej nie chce żyć w takim świecie, gdzie dzieją się takie rzeczy, gdzie branie przez nastolatki tabletek anty oznacza przynależność do grupy i jest cool, gdzie metoda yuzpego, mimo tego, że bardzo niebezpieczna staje się popularną metodą antykoncepcji po (dla mnie samo pojęcie antykoncepcji po jest wewnętrznie sprzeczne i nie zrozumiałe) właśnie wśród młodzieży. Najgorsze jednak jest to, że nie mam wyboru. Muszę żyć w takim świecie mimo, że chyba jestem zacofana i do niego niedostosowana, bo innego już nie ma. Bo to co było nie wróci...

wtorek, 1 października 2013

Dalej grzybowo

Mało mnie tu ostatnio bo siedzę zakopana w przetworach, poza tym ogród też pomału trzeba porządkować na zimę. Znowu czasu brak... Mimo to i tak lubię jesień. Zawsze znajdzie się trochę czasu na spacer, bo aż żal nie połazić kiedy takie piękne i kolorowe okoliczności przyrody są. Mimo silnego postanowienia, że grzybów już nie zbieram bo mam ich full, wczoraj przy okazji wycieczki po szare renety (mamy na miedzy, niestety spory kawałek od domu wielką, starą jabłoń) znalazłam takie oto prawdziwki
no i jak ich nie wziąć? ;)
Na trawniku szaleją opieńki, niestety większość się już postarzała i nie nadadzą się do marynowania
A w niedzielę w lesie pierwszy raz znalazłam kozią brodę
Kozia broda
Z racji tego, że jest pod ścisłą ochroną zostawiliśmy ją w spokoju. Pamiątkowe zdjęcie wystarczy :)
No to jeszcze nasze panny w leśnych okolicznościach przyrody
I widoczek jaki wita mnie po wyjściu z lasu w innym miejscu niż w poprzednim poście
W dole widać nasz dom.
Pochwalę się jeszcze daturą. Zakwitła jak zwykle bardzo późno i jak zwykle nie wiem dlaczego.

Pozdrawiam i znikam!

Archiwum bloga

Szukaj na tym blogu