Po ostatnich miejscowych wydarzeniach pod tytułem komunia
jedno tylko przychodzi mi na myśl – wódka jest dla normalnych ludzi, a nie dla
baranów. „Bezalkoholowa” komunia dla dzieci u sąsiadów skończyła się (jak każda
impreza u nich) pijacką burdą. Nie warto się rozwodzić nawet nad sensem takiej
alkoholowej komunii. Natomiast mnie całkiem co innego ruszyło. Podobno nie sra
się do własnego gniazda. A tu nie dość, że popili i współczuję dzieciom
wspomnień z takiego ich święta, to jeszcze teraz każdy, o każdym przed ludźmi
gada. Razem z Radkiem byliśmy przypadkiem świadkami całego zajścia i dlatego
tym bardziej mnie to rusza. Dwie siostry mają dwóch chłopców, którzy szli do
komunii właśnie. Zresztą mieszkają w jednym domu więc „przyjęcie” było wspólne.
Jedna z nich była trzeźwa, bo obstawała za opcją bezalkoholową. Reszta rodziny
pijana. Kiedy owa trzeźwa dziewczyna zasugerowała, że może już alkoholu starczy
wszyscy się do niej rzucili. Na szczęście była na tyle ogarnięta, że uciekła (w
okolice nasze stąd o całym zajściu wiemy). Radek słysząc, że ktoś płacze
wyszedł zobaczyć co się dzieje – zwłaszcza, że to środek nocy był, no i ją
znalazł. W międzyczasie pijaniutki i agresywny mąż razem z jej siostrą ledwo na
nogach stojącą wyruszyli jej szukać. Nie będę już się rozpisywać na temat tego,
co dalej się działo. W każdym razie poszli wszyscy do domu (nie razem), a potem
podobno była bitka (zresztą widać ślady na pijaniutkiej siostrze). I co ta
właśnie już na drugi dzień chodzi i rozpowiada? Otóż, że właśnie ta trzeźwa
całą aferę nakręciła, bo pijana była (!) i że wieszać się chciała, a jeszcze,
że alkohol był przez trzecią siostrę, bo ta wypić lubi. Zaznaczę tylko, że ta
trzecia wyniosła się daleko stąd i to chyba jedyna przyzwoita osoba w tej
rodzinie, która zna umiar i umie się zachować. Zresztą ona razem z mężem już o
17 stąd wyjechali widząc, co się dzieje. I tak można we własne gniazdo nasrać.
No bo, co by było jakby wszyscy się dowiedzieli, że to ona – ta pobita - wypiła?
Tylko dzieci żal.
Teraz czas przejść do czegoś milszego. Jeden z małych
kurczaczków jakiś czas temu nam się pochorował. Myśleliśmy, że nie wyżyje, ale
po lekach wydobrzał. Tyle tylko, że dużo mniejszy jest od swoich siostrzyczek. W
związku w tym w dzień zabieram go z klatki żeby mógł odpocząć i się najeść. Maleństwo
chodzi po słońcu, a nasza Foxi na jego punkcie oszalała. Chodzi za nim krok w krok i aż odganiać ją trzeba żeby go na śmierć nie zalizała. Oto dowody – zawodowa kwoka:

A z tego zdjęcia Radek się śmieje, że to obiad, obiad i konsumujący :)
Z Figą:

Udało mi się ostatnio dotrzeć na storczykową łąkę. Kilka fotek ze spaceru.
Storczyki:
Rumianki:
Bezbłędne miny :)
Figa:

Dziki irys.

Takich irysów rośnie u nas cała łąka. Niestety tego roku spóźniłam się
na ich podziwianie - został tylko jeden, reszta przekwitła.
Dla porównania mój pierwszy ogrodowy irys:
I piwonia, której krzaków mamy kilkanaście :)