środa, 1 kwietnia 2015

Kiedy śnieg w kwietniu sypie...

Wiatr od wczoraj duje jak szalony. Podobno to jakiś huragan przechodzi... Wczoraj przywieźliśmy 150 kurczaczków, które umieściliśmy jak zwykle w przeznaczonej dla nich klatce w starej świniarni. Późnym wieczorem, gdy już ułożyliśmy się do snu i słuchaliśmy w najlepsze słuchowiska (uwaga zawiera nie cenzuralne słownictwo ;))
zaśmiewając się do rozpuku zgasło światło.
Kurczaki bez kwoki elektrycznej w chlewiku byłyby skazane na zamarznięcie, zwłaszcza, że śnieg zaczął sypać. Radzi-nieradzi wskoczyliśmy w dresy i uzbrojeni w latarenki ze świecami (jak na złość wszystkie latarki gdzieś wcięło) udaliśmy się po nasze maleństwa. Popakowaliśmy towarzystwo w kartony, przykryliśmy kocami i wróciliśmy do domu. Na miejsce noclegu jako najcieplejsze pomieszczenie wybraliśmy łazienkę. Po poustawianiu pudełek z ptaszkami przy grzejnikach (zwykłym i tym do ręczników) i ustawieniu w miejscach strategicznych świec żeby ciemno całkiem nie miały Mąż poszedł drzwi na zewnątrz pozamykać, a ja nałapać wody (przecież taki huragan, że nie wiadomo kiedy prąd zrobią). Po wykonaniu tych wszystkich manewrów i ponownym umyciu się położyliśmy się z powrotem do łóżka. Nie minęło 10 minut i wrócił prąd!
Kurczaki zostały już na noc w domu, bo co będzie jeśli znowu prąd zniknie, a my prześpimy ten fakt?
Poranek przywitał nas na biało. Ot taki przyrodniczy prima aprilis :)
Toaletę poranną wykonywałam za to w takim doborowym towarzystwie :)
Potem odbył się manewr odtransportowania kurczaków z powrotem do klatki. Ciekawe na jak długo?
W temacie kóz Wujek Męża zrobił mi stanowisko udojowe, jeszcze taboret i będzie już pełen komfort przy dojeniu :)
O dziwo Bródzia bez problemu wchodzi na to ustrojstwo :)
Dziś pomimo podłej pogody umyłam okna w salonie, bo naprawdę wołały o pomstę do nieba. Poza tym porządki ostatnie większe, a jutro biorę się za przyjemniejszą część przygotowań czyli pichcenie. Radek dowędza ostatnie mięsa. Całe szczęście, że jego rodzice mają na strychu starą wędzarnię przy kominie, inaczej nie wiem co poczęlibyśmy z kurczakiem i polędwiczkami, które zostały nie uwędzone.
W klimacie Świąt pokażę jeszcze ostatnie wianki.
Wianek kuchenny
Salonowy
A ten miał być na drzwi wejściowe, ale przy tej pogodzie raczej zostanie w salonie...
Pozdrawiam!

7 komentarzy:

  1. Ładne wianki, ja dopiero jutro się wezmę, bo tak mi na wszystkim schodzi, a potem już tak wieje, że lecę do kur, potem psom, i szybko do domu, bo łobrzydliwa pogoda ;) Qrczaczki na nioski czy brojlery?
    pozdrówy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kurczaki na nioski :-) ucieka ten czas nie wiadomo kiedy niestety. U mnie jeszcze leży parę rzeczy nie dokończonych i czeka, chyba na kolejna Wielkanoc ;-)

      Usuń
  2. Kasiu wianuszki super, lubię taki styl, kurczaczki jakie słodziaki oj napatrzyć się nie można na nie a mąż to chyba zdolniacha co?
    dobrego dnia dla Was!

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudne wianki !!! Takie stanowisko udojowe to świetny pomysł. Kurczaczki słodziutkie , życzę Wam aby pięknie urosły. Wszystkiego dobrego na ten przedświąteczny tydzień. U nas tez wiatr , deszcz ze śniegiem . Mycie okien pokonałam na szczęście. Pozdrawiam !!

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajna przygoda z tymi kurczakami, a miejsce do dojenia - super.
    Też miałam zrobić wianki, ale nie miałam czasu, gałązki i wydmuszki leżą, może jutro między gotowaniem, a sprzątaniem mi się uda. Pozdrawiam ciepło, wszystkiego dobrego!

    OdpowiedzUsuń
  5. Ale kurczakowa historia, te maleństwa są przepiękne:). Cudownych Świąt życzę i oby takich przygód było jak najmniej.

    OdpowiedzUsuń

Archiwum bloga

Szukaj na tym blogu