piątek, 14 października 2016

Ząb, termobuty i konie

Nadeszła jesień, a z nią pierwsze chłody. Nadszedł czas zakupić cieplejsze obuwie gospodarcze. Jako wielka fanka filcoków czuję się nie pocieszona, że obecnie najmniejszy produkowany rozmiar to 40. Niestety 3 numery za duży. Udałam się więc do miejscowego Centrum Ogrodniczego w poszukiwaniu obuwia, które będzie ciepłe i nie przemakalne. W żadne pianki to ja nie wierzę, kupiłam jedne i do tej pory leżą w piwnicy, bo łazić to w tym nie idzie. Idę więc na półki z butami i oglądam, i widzę :D stoją sobie takie fajne, wysokie, grube buciki. Mierzę leżą jak ulał i cieplutkie, i lekkie do tego. Cena dość wysoka, ale myślę co tam, na zdrowiu oszczędzać nie można, a w końcu lepiej zapobiegać przeziębieniom niż leczyć ;). Udaję się do kasy i nagle doznaję oświecenia - przecież to są termobuty do jazdy konnej! I tak oto stałam się posiadaczką takowych. Na spacery też są świetne, a może wkrótce i do pierwotnego zastosowania się przydadzą :) W każdym razie ciągnie w tą stronę.
Mąż ostatnio zmieniał baterię w łazience, bo po 5-ciu latach użytkowania okazało się, że poprzednia zaniemogła. Kupił, przywiózł, zamontował, oglądam a na niej jak byk stoi "sea horse" może i sea ale jednak horse. Znak to jakiś jak nic ;)
Z zębem za to miałam przejście wczoraj nie fajne dość mocno. W sumie ciężko jakiekolwiek przejścia z zębami nazwać miłymi, ale to było wyjątkowo okropne. I nie chodzi o ból. Dwa dni temu coś w trakcie mycia zębów mi wyleciało z ust. Macam językiem po jamie gębowej i czuję jest dziura. Myślę sobie pewnie plomba puściła. Umówiłam się do stomatologa, bo wiadomo im szybciej tym lepiej. Dnia wczorajszego udałam się na wizytę. Siadam na fotelu, mówię co i jak, na co moja miła pani doktor odpowiada, że to nie plomba, to ząb się zapadł! Zepsuł się od środka i zapadł. A najdziwniejsze, że boleć zaczął mnie dopiero wczoraj podczas borowania. Będzie trucie i kanałówka jak nic :(. A najgorsze, że z drugiej strony podobna sytuacja... A ja nigdy z zębami większych problemów nie miałam. Teraz jak tak dalej pójdzie to nie pozostanie nic innego jak na protezę zbierać. Po raz kolejny pozostaje napisać c'est la vie...
Jesień rozgościła się u nas na dobre. Do wczoraj mokra i błotnista. Dziś zanosi się na to, ze przejdzie w złotą. Na wczorajszym spacerze było jeszcze tak
 
 
 
 
 
Może i morko ale i tak pięknie :)
A w zeszły weekend robiliśmy kiełbasę. Na rozgrzewkę po spacerze najlepsza zupa na swojskiej kiełbasie
Dojrzał tez mój pierwszy żółty ser kozi. W smaku zbliżony do Poldera, taki jak lubię :)
Był tak smaczny, że zdjęcia nie zdążyłam nawet zrobić.
Tyle u nas.
Razem z Jasiem i kumplem z pod celi pozdrawiamy i ciepełka życzymy :)

4 komentarze:

  1. Ja zapylam w walonkach szczególnie jak są mrozy (tzn. ostatnio rzadko)po podwórku ale nie mam takiego stada jak Ty do oporzadzenia. A co do koni...za dwa dni mija rok odkąd uczę się jeżdzić - moje spełnione marzenie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejka!!! Na kon, Kochana, u nas jutro Hubertus;) Mam już: nowy bryczesss, karton wina, kierowce i - UWAGA - przepustkę;) Będzie się działo;) Czego i Tobie życzę. I kumplowi spod celi;) Nie wspominając o Jasiu, który topi me serce.
    Nieco pospadałam tego lata - to prawda, ale - do przodu trzeba - choć nieco wolniej obecnie galopuję;) czego i Wam życzę... Powtarzam się, a zatem - do zo;)
    A masz wejściówkę do mnie już? Bo nie ogarniam...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wow zazdroszcze! Ja na taka prepustke z winem to jeszcze chyba dlugo poczekam. To na kon! Powodzenia ;-)
      A wejsciowke mam dzieki. Tylko jakos ostatnio czasu mniej

      Usuń

Archiwum bloga

Szukaj na tym blogu