środa, 2 lipca 2014

Znajdek

Tak jakoś śmiesznie się złożyło, że w niedzielę adoptowaliśmy Megi, a w poniedziałek, kiedy wyszłyśmy z psicami na spacer przyplątał się do nas mały piesek i przyszedł za nami do domu. Oczywiście nie miałam serca go pogonić. Początkowo myśleliśmy, że może się po prostu komuś zgubił, zagonił za suczką lub coś w tym stylu. Zwłaszcza, że był w obroży. Zaczęliśmy rozpytywać po okolicy i okazuje się, że on już od dłuższego czasu błąkał się po pobliskich wioskach. Najprawdopodobniej musiał się go w takim razie pozbyć ktoś, kto jechał na wakacje i pies mu zawadzał.
Znajdek jest bardzo przyjacielski i posłuszny, potrafi chodzić na smyczy. Od razu nas kupił. Martwi mnie tylko, że nie chce do domu wejść. Boi się. Z jednej strony to dobrze, bo jest strasznie zapchlony (a jak na złość skończył mi się środek na pchły), z drugiej nie koniecznie, bo nie wiadomo czy będzie się umiał odnaleźć jako pies domowy. Zdecydujemy się go chyba oddać, zwłaszcza, że mamy już dwóch chętnych (chyba zrobię casting ;)). Na razie - do poniedziałku zostanie u nas. Potem ma przyjechać po niego kolega. Zobaczymy czy się dogadają. Jeśli nie wróci do nas.
Znajdek i Meg

Znajdek i Fifi
 Tak sobie obecnie w czwórkę spacerujemy
Sąsiedzi muszą mieć niezły ubaw. W końcu tu nikt nie prowadza psa na smyczy, a miastowa ma aż trzy na sznureczkach :P
Czasami wygląda to tak dwa z przodu i Znajdek z tyłu
No to jeszcze dzisiejsza Megi
Na razie nie spuszczam jej ze smyczy w obawie przed ucieczką, bo ma psina charakterek. Dopóki nie nauczy się posłuszeństwa nie ma szans by poza podwórkiem chodziła luzem.
Ćwiczymy na razie reagowanie na imię i przywoływanie. W kieszeni nieustająco noszę smakołyki, aromat wprost idealny - uwielbiam ten zapach psiej karmy ;).
Dziś zdarzyła się jej przykra przygoda. Bardzo łapczywie rzuciła się na psi smakołyk i biorąc go ugryzła mnie do krwi. Na szczęście stało się to pod koniec spaceru. Przerażenie w jej oczach było nie do opisania, kiedy zorientowała się co się stało. Wina w zasadzie była po mojej stronie, bo zapomniałam się, że to nie delikatna i nażarta Figa, tylko duży i przez długi czas głodujący pies. Skarciłam ją tylko delikatnie, żeby wiedziała, że tak nie wolno. Spuściła biedaczka łeb i wlokąc łapę za łapą wracała do domu. Aż mi się jej szkoda zrobiło, ale konsekwencja być musi. Jaka była jej radość, kiedy po powrocie do domu, opatrzeniu i zdezynfekowaniu ręki wyszłam po prostu do niej jakby nic się nie stało.
A tu już najszczęśliwszy pies na świecie, czyli nie ma to jak kąpiel 
Nie ważne w jakiej wodzie ;)
Pozdrawiam!

5 komentarzy:

  1. Ale fajne stadko tworzycie.:) Przyjemnie jest u Was.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale masz wszystkie kolorystycznie dobrane;)))) Powodzenia!!! Bidula, już widzę te zawstydzone oczy;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Meg wybraliśmy sami, ale że Znajdek też się w podobnym kolorze znalazł to już czysty przypadek :)

      Usuń
  3. Zazdroszczę Ci tych dogadujących się psów. Nasz Anioł jest po szkoleniu i nie dogaduje się i tak z innymi psiakami za bardzo, więc mieszka w kojcu, a domowy Miejski Pies jest jeszcze gorszy, bo nie toleruje w ogóle żadnych psów. Najlepszy był Szczęściarz - ostoja łagodności. Znajdka bym chyba nie oddała. Mam oczy w mokrym miejscu i jak przeczytałam dzisiaj historię o ugryzieniu to mi się aż łza zakręciła w oku, ale wybacz - było mi żal psa a nie Ciebie ;-) Suczka trafiła naprawdę do raju!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też było jej szkoda a nie siebie ;) Znajdek dziś pojechał do nowego domu. Oddawaliśmy go z bólem serca. Jest u naszego dobrego kolegi, więc na pewno będziemy wiedzieć co się z nim dzieje. Zobaczymy, czy się w ogóle zaadoptuje u niego. Jeśli nie wraca do nas na stałe.
      Nasza Figa pewnie też byłaby mendą dla innych psów, gdyby jej Foxi tak ładnie nie z socjalizowała. Meg to inna historia, bo świadomie ją wybraliśmy :)

      Usuń

Archiwum bloga

Szukaj na tym blogu