Nastał długo oczekiwany przez Radka czas roboty w lesie. W
końcu na naszym poletku zakończono zrywkę i możemy wyrabiać drzewo dla siebie.
Drzewo jest bardzo ważne, bo bez niego nie ma ciepełka :) Okazało się, że nasz
ulubiony pan Leśniczy zostawił dla nas w ramach rozrachunku dwa całe buczki,
więc jest radość. Pierwszego dnia i ja poszłam do lasu, ale teraz Radek zatrudnił do pomocy
chłopaków z pobliskiej wioski, bo im szybciej nasz opał
znajdzie się w domu tym lepiej. A w ramach jego sklerozy bądź braku uwagi, ja
tylko kursuje na linii dom-las-dom, ewentualnie dom-miasto-dom-las-dom. Dziś na
przykład musiałam z samego rana jechać przedłużyć łańcuch do piły, bo za krótki
kupił. No ale najważniejsze, że będzie drewutnia pełna drzewa :) Nasze psy
tylko bardzo cierpią z tego powodu, bo dla ich bezpieczeństwa nie zabieram ich
teraz z sobą, a one uwielbiają wyprawy do lasu. Jak wracam szaleją obwąchując
mnie. Muszą jeszcze jakiś czas wytrzymać bez leśnych spacerów.
Dziki coś odpuściły, wystarczyło tylko, że kilka razy
stryjek poszedł z bronią na ambonę i tak jakby wyczuły rychłą śmierć opuściły
swoje żerowisko. Za to teraz kret dokucza mocno moim kwiatowym rabatkom. Radek
dzielnie walczy, a ja tylko się cieszę, że nasze psy nie włączyły się do tej
walki, bo ostatnim razem narobiły większych szkód niż kret ;)
Ostatnio kopiowałam swoje wpisy z bardzo starego –
pierwszego mojego bloga. Szkoda tych wszystkich wspomnień, a wiadomo, że kiedyś
zapewne mój pierwszy blogasek zostanie usunięty z wirtualnej rzeczywistości.
Bądź, co bądź fajnie tak sobie poczytać swoje wspomnienia z wypraw wszelakich –
i tych mniejszych i tych większych :) Niech żyją studenckie czasy.
Na koniec kilka aktualnie kwitnących kwiatków. Irysy cebulowe:
Lilia:
Świerk conica - prezent urodzinowy :)
I nasze kudłacze, Majka:
Niezmordowana Foxi:I Figa:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz