poniedziałek, 18 lutego 2013

O kocio-psiej przyjaźni i lisie chytrusku

Nie wiem czy to wyjątkowość naszych psów, czy normalność w kocio-psio-domowych relacjach, ale nasze psice mają dość specyficzne podejście do miauczących futrzaków. W domu wielka przyjaźń. Mało tego kotkami przywożonymi po sterylizacji opiekowały się jak fachowe "pielęgniarki". Każde miauknięcie lub stęknięcie dochodzące z kartonu, gdzie przebywały kocie rekonwalescentki momentalnie stawiało moje suki na nogi. Mało tego podchodziły do kartonu i wręcz żądały ode mnie by umożliwić im zajrzenie do środka i wylizanie bądź, co bądź cierpiącego zwierzaka. Wylizywanie dawkowane było, z wiadomych względów w minimalnych ilościach i nie po ranie, ale było. W każdym razie w domu kotki mogą nawet kłaść się na psicach i nie robi im to problemu, natomiast na podwórku Figa ciągle "rozstawia" kocią ferajnę po kątach, znowuż kocia część towarzystwa sama ją zaczepia żeby pobawić się w "ganianego". Poza naszym podwórkiem nasze koty tracą trochę śmiałość i wolą na wszelki wypadek uciec na drzewo gdy widzą nasze psy (może boją się, że nie zostaną przez nie rozpoznane?). Bo do obcych kotów nasze suki nie mają wcale serca. Niestety trzeba ich pilnować żeby napotkanemu miauczkowi nie zrobiły krzywdy.
Stokrotka z Figą

 i Foxi
 a tu wspólne kocio-psie posiedzenie
Co najśmieszniejsze kotki często same do nich podchodzą i ocierają się o psie cielska mrucząc. W każdym bądź razie ta kocio-psia zażyłość jest rozbrajająca. Znalazłam zdjęcie Foxi i Majki z pierwszej wiosny już u nas.
Pomijając wygląd psicy (ciężko nam wtedy chorowała, a Figa trafiła do nas niejako jako lekarstwo), czyż nie są rozbrajające? Dziś też nieraz zdarza im się tak leżeć, ale jakoś zdjęcia nigdy nie mogę zrobić... Jak się na nie patrzy powiedzenie "jak pies z kotem" nabiera nowego znaczenia :)
Wystarczy już o udomowionych zwierzakach, bo miało być o lisku, co chytry jest. Rzeczony zwierz przyłazi sobie do wioski i kury porywa. Nasz wybieg omija łukiem, ponieważ jak latem raz podkopał się pod siatką Radek rozciągnął nad ziemią drut od pastucha. Teraz lisek przychodzi co najwyżej przez siatkę nasze kury pooglądać. Za to chętnie częstuje się drobiem teściowej i sąsiadów... Chytry jest bardzo. Teść-myśliwy zdenerwowany całą sytuacją postawił zwyżkę na polu, ale co się na niej zasadzi ze strzelbą to chytrusa ani śladu. Za to jak go nie ma zaraz podchodzi. I dobrze niech sobie żyje. W końcu jak mawiał teść "coś jeść musi" (oczywiście mówił tak kiedy dziki buszowały w naszym zbożu). Tutaj udało mi się go uchwycić z okna:

No jak można do takiego biedaka strzelać?
Pozdrówki



3 komentarze:

  1. Widzę, że nie tylko u mnie przyjaźń kocio - psia jest możliwa.
    Czasem wydaje mi się, że moja Saba jakby mogła to by zalizała kota na śmierć. Przyjemnie sobie na nich popatrzeć a zabawy między nimi doprowadzają nas do łez szczęścia oczywiście :) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudnie!:) Może i u nas tak będzie? Póki co, nasza psica po sterylizacji nie jest tak szybka, jak zwykle, więc i koty czują się trochę pewniej. Też pstrykam zdjęcie, ale wiadomo - często nieostre ;)
    A liski uwielbiam! Przypomniał mi się film "Mój przyjaciel lis". Niby skierowany do dzieci, ale zdjęcia są tak piękne, że zawsze chętnie go oglądam. To opowieść podobna do tej z "Małego Księcia". Realistyczna i nie przesłodzona po holywoodzku ;)
    Pozdrawiam! :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie, że będzie :) Fajnie, że już jesteście po zabiegu, teraz niech psica szybko wraca do siebie!

      Usuń

Archiwum bloga

Szukaj na tym blogu