czwartek, 8 stycznia 2015

Powrót na koński, a raczej na Majkowy grzbiet :)

Nie było łatwo. Niby po ostatnim upadku prawie od razu wsiadłam na Majkę. Mimo wszystko dziś strach lekki mnie obleciał. Do tego miałam niezłą publikę w postaci męża i chłopaka instruktorki. Na szczęście panowie oddali się bez reszty rozmowie i nie zwracali na nas większej uwagi :)
Niestety znowuż zaczęła dokuczać mi kostka i skończyło się na kilkukrotnym kłusowaniu. Mam nadzieję, że pomału uda mi się ten staw rozruszać i za każdą lekcją będzie tylko lepiej...
We wtorek wydarzyło się w stajni nieszczęście... Nie będę się szerzej rozpisywać, w każdym razie klaczka, która była zaźrebiona podczas porodu zabiła swojego źrebaka. Takie rzeczy się zdarzają, ale jakoś tak smutno... Mimo tych smutnych wieśc dzień w stajni upłynął nam całkiem miło i co najważniejsze Pan Mąż również był zadowolony, a muszę nadmienić, że pierwszy raz do zabrałam ze sobą ;)
A dziś pomimo paskudnej mżawki jeździłam na zewnątrz, bo nie ma złej pogody ;)
Mąż tak się zagadał, że nawet zdjęcia porządnego nie zdążył nam zrobić :P
A upadkowa flaszka trafiła w ręce p. Instruktor ;)
Żeby Krecie nie było, że o tradycji nie pamiętam ;)
Pozdrawiam!

19 komentarzy:

  1. Młodsza córka jeździ konno, u nas stawia się spadkową czekoladę;) przykro mi z powodu źrebaka.. Fajnie jest poczytać o naturze i pasji;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko przed nią, oby zapału starczyło :-)
      Ciesze się, że blog się podoba

      Usuń
  2. Oh, so sorry about the horse. I had one once... so I realy love them.
    All my best to you
    Elisabeth

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Thx. I love them to so I'm extremely sad... that happened...

      Usuń
  3. Mus wsiąść jak najszybciej. No ale kontuzja...
    Oby Ci jak najszybciej pełna władza wróciła :)
    P.S.
    Zabiła niechcący czy ...?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kontuzje po malutki się rozrusza
      Prawdopodobnie niechcący, w trakcie porodu krecac sie musiała uderzyć głową malucha o ścianę boksu...

      Usuń
  4. Ożesz... Niedobrze...
    Ale masz wspaniałe etykiety;)))))
    Moje dziecko 2 razy już stawiało czekoladę - moja flaszka wciąż czeka, ale spoko - niedługo;)))
    Podziwiam odwagę, że wsiadłaś i w ogóle - teraz tylko lepiej będzie;)))
    Trzymaj za mnie kciuki - w sobotę powtórka z rozrywki;)))
    Na kostkę uważaj - może być jeszcze potrzebna;)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak będziesz chciała to etykietę Mogę Ci mailem wysłać ale mam nadzieje, ze długo nie będzie potrzebna ;-) pewnie, że będę kciuki zaciskac :-) mierzyłam dziś ta kamizelke ochronna, instruktorka ma, pasuje idealnie wiec narazie nie będę kupować. W każdym razie zastanawiam się Krecie jak Ty w tym dajesz rade na konia wsiąść? :-P

      Usuń
    2. Kiepsko;))) Ale jak już wsiądę, to siedzę prosto;))))
      dzięki za naklejkę - będę pamiętać;)))

      Usuń
    3. Hehe ja po samej przymiarce miałam dość. Juz wiem jak musieli czuć się rycerze w zbroi ;-)) nie ma za co :-D

      Usuń
  5. Pogoda na wiosenną wygląda :) Gdzie ten śnieg? Gratuluję odwagi!! :) Super!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Śnieg pewnie spadnie na Wielkanoc ;) czasem się śmieję, że to nie odwaga, ale raczej brak instynktu samozachowawczego :)))

      Usuń
  6. Ja mam lęk wysokości. Próbowałam kilkakrotnie ale strach okazał się silniejszy. Życzę powodzenia , jeszcze kilka treningów i będzie z Ciebie prawdziwa amazonka." Koniarstwo















    Próbowałam kilka razy , ale mam lęk wysokości i strach okazał sie silniejszy. Skoro powróciłaś do jazd , to jeszcze kilka treningów i będziesz prawdziwą amazonką. " Koniarstwo '" wciąga jak narkotyk. Powodzenia i pozdrawiam cieplutko.

    wciąga jak narkotyk . Żrebaczka szkoda , ale widocznie tak musiało byc. Pozdrawiam cieplutko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kasik przepraszam za bałagan w komentarzach ale jakoś podwójnie mi się opublikowało. Pozdrawiam.

      Usuń
    2. Nic się nie stało :) tez mam lęk wysokości dlatego na przerośniętym kucyku jeżdżę ;))

      Usuń
  7. Kurcze, u nas nigdy nie było flaszki upadkowej, a czekolada, no ale może dlatego, że jak uczyłam się jeździć z instruktorem, to byłam jeszcze mała :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie tak ;) w stajni, w której jeździłam na studiach dzieciaki też czekoladę stawiały, a my wiadomo ;) Do tego był jeszcze taki zwyczaj, że tą flaszkę przynosiło się na spotkanie AKJ do akademika. Potem całą imprezę trzeba było siedzieć w przypałowym hełmie, przy każdy kieliszku wstawać i mówić "d...pa ze mnie a nie jeździec, piję za zdrowie... (i tu wymieniało się imię konia z którego spadłaś)" Fajne to były czasy

      Usuń
    2. Tak - u mnie też się pije zdrowia konia, a dzieciaki stawiają czekoladę - Księżniczka już dwa razy;)

      Usuń
    3. Oj to widzę, że ma dziewczyna szczęście ;-)))

      Usuń

Archiwum bloga

Szukaj na tym blogu