poniedziałek, 11 marca 2013

Jak to się wszystko zaczęło czyli nasz dom

Kiedy poznałam mojego męża i nawet jeszcze nie myślałam, że moim mężem zostanie bardzo spodobało mi się miejsce z którego pochodzi. Otulina Drawskiego Parku Krajobrazowego niesamowite miejsce. Tutejszy krajobraz został ukształtowany przez lodowiec, którego pozostałościami są wały moreny czołowej, liczne jary, głazy narzutowe, jeziora rynnowe w tym moje ulubione, pobliskie Siecino, pagórki, oczka wodne, torfowiska i bagna. Wzniesienia sięgają do 223 m.n.p.m. Widoki, ukształtowanie terenu miejscami jak na pogórzu jakimś. Wystarczy napisać, że często kiedy wracałam stad po swoim zimowym pobycie i pokazywałam znajomym zdjęcia często pytali czy byłam w górach. W każdym razie pierwszy raz trafiłam w te okolice na rajdzie tzw. poKITcie w 2005 roku i zakochałam się. Potem przyjechałam tu z moim przyjacielem do jego mamy, która przeprowadziła się tutaj z mojego rodzinnego miasta i poznałam R. I tak to się zaczęło. To, że będziemy mieszkali tutaj nie podlegało dyskusji. Jako miłośniczka przyrody w ogóle i koni w szczególe, marząca o własnych wierzchowcach od kiedy pierwszy raz dosiadłam końskiego grzbietu nie miałam wątpliwości - chcę tu zamieszkać. Wkrótce zaczęliśmy szukać dla siebie domu. Stanęło na domu rodzinnym mojej teściowej. Po spłaceniu rodziny (co nie było wcale takie łatwe i musiało się skończyć sprawą w sądzie) i dogadaniu się z Wujkiem, starym kawalerem, który tu mieszkał (mieszka tu z nami do tej pory) wzięliśmy się za remont. Nie będę rozpisywać się o tym skąd wzięliśmy pieniądze, bo wiadomym jest, że takiej gotówki mieć nie mogliśmy i trzeba było wziąć k... Trudno, coś za coś. Dom był w dość opłakanym stanie. Dość napisać, że nie było żadnej łazienki, woda tylko z rurki wystającej ze ściany przy podłodze, stara poniemiecka, aluminiowa instalacja elektryczna, dach, któremu nie wiele brakowało by stał się dziurawy jak szwajcarski ser... 

2008 rok, jeszcze nie wiedzieliśmy, że będziemy tu mieszkać...
Widok na stary cmentarz i dzisiejszy wybieg dla kur

Stary sad, dziś znajduje się tu także warzywnik

2009 rok - początki remontu
2009 rok, widok od strony drogi
R. razem z Wujkiem każdą chwilę wolną bądź nie poświęcali na prace związane z remontem. Ja kiedy tylko mogłam wyrwać się z pracy i miałam wolne od zajęć na uczelni przyjeżdżałam ich wesprzeć. Śpieszyło nam się dość mocno, bo w 2010 roku mieliśmy wziąć ślub. W pierwszej kolejności zostały przemurowane kominy i zmieniony dach. Chłopaki sukcesywnie przemurowywali otwory okienne i wstawiali okna. Potem zalano strop na górze.
W trakcie zmiany dachu
Zalewamy strop
W tak zwanym międzyczasie powstała kuchnia i pokój Wujka oraz łazienka. Trzeba było pociągnąć od nowa wszystkie instalacje, położyć nowe tynki, zrobić sufity, wymienić drzwi... Remont trwał całą zimę 2009/2010. Wiosną R. wykańczał naszą kuchnię i sypialnię. Salon został ukończony już kiedy tu zamieszkaliśmy. Poddasze dalej czeka na fundusze na ocieplenie i wykończenie. W zasadzie cały czas jest coś do zrobienia, co jest dość przyjemne, bo gdyby całość wykończyć od razu nie byłoby miejsca na nowe pomysły i wizje :)
A jak zmieniły się wnętrza? Napiszę krótko c.d.n. :)
Pozdrówki

10 komentarzy:

  1. Przypomina mi to trochę naszą historię. Znaleźliśmy dom, w którym się zakochaliśmy, potem był remon, mieszkanie bez łazienki, dzielenie czasu między pracę i zajęcia na uczelni, przygotowania do ślubu i wciąż poddasze czeka na fundusze ;-)

    Mam tylko nadzieję, że nie zmieniliście tego cudnego kształtu okien. Dałabym się pociąć za takie okna jak na zdjęciach. Długo jeździłam po wioskach żeby znaleźć takie okna do ganku, który kiedyś powstanie przy domu. Zazdroszczę też czerwonej cegły. Nasz dom był w takim stanie remontu, jak go kupiliśmy, że nie dało się cegły zostawić, a bardzo byśmy tego chcieli.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Niestety wszystkie nadproża trzeba było przemurować, bo zaczynały się sypać, a takiego magika żeby zrobił je jak oryginalne nie mieliśmy. Zresztą co tu dużo mówić, trzeba było dobrze kasę liczyć żeby wystarczyło choć na te minimum, które musiało być zrobione. A czerwona cegła zostaje, R. chciał ocieplić powiedziałam, ze po moim trupie, żadnych paskudnych styropianów mi kleić nie będzie, zwłaszcza, że mamy oryginalnie pustki w ścianach.
    Trzymam kciuki za szybkie znalezienie funduszy poddaszowych ;)
    Odpozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja też lubię domy ze starej czerwonej cegły. Dobrze, że o nią zawalczyłaś. Jak się sprawdza wg. Ciebie sposób izolowania domu z pustką pomiędzy dwoma warstwami cegły?
    Pozdrawiam cieplutko! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taka izolacja na prawdę dużo daje, trzeba tylko pamiętać żeby na zimę pozatykać wszystkie wloty z zewnątrz, a na lato poodtykać żeby ściany oddychały.
      Pozdrowionka

      Usuń
  4. Jak przyjemnie oglądać zdjęcia, na których dom pięknieje, ale tylko Ty wiesz, ile to pracy i wyrzeczeń, a ile jeszcze czeka w kolejności do zrealizowania; bardzo ładne obejście domu, stary sad, zboża na polach i ten cmentarz na wzgórzu; pokażesz go kiedyś? pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj pracy to kosztuje, ale jak się dla siebie robi to i jakoś tych wyrzeczeń człowiek tak nie odczuwa, a praca aż przyjemną się staje :)
      a cmentarz jest tutaj zeszłoroczny: http://kreskowo.blogspot.com/search/label/cmentarz
      Jak widać po zdjęciach nie wiele z niego zostało, co się dało podobno "nasi" powynosili na złom, przy okazji niszcząc to co nie miało wartości...
      Pozdrawiam

      Usuń
  5. Dzięki, Kasiku, lecę oglądnąć; pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ciche miejsce, zapomniane, porośnięte drzewami, tylko resztki nagrobków wskazują, że spoczywają tu ludzie; mnóstwo i u nas takich pozostałości po wysiedlonych wsiach, i tak sobie myślę, że ci przesiedleni zostawili tutaj swoje cmentarze, a na nowym miejscu nie uszanowali cmentarzy po wypędzonych; może się mylę, ale szacunek do takich miejsc jest w człowieku, niezależnie od tego, jakiej jest narodowości; dzięki, serdeczności ślę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zastanawiałam się nad tym co napisałaś o szacunku i tak sobie myślę, że przynajmniej na Pomorzu Zachodnim dewastacja starych cmentarzy po wojnie pewnie wynikała z nienawiści do Niemców. A może po prostu działo się tak dlatego, że władza komunistyczna starała się wybijać ludziom z głowy wszelkie religijne wartości, a już pracownikom PGR-ów, których w pobliżu było kilka w szczególności. Dla mnie nie ważne czy jest to cmentarz niemiecki czy polski, ważne, że znajduje się na ziemi poświęconej i są tam pochowani ludzie, którym z samego faktu bycia ludźmi należy się szacunek. W każdym razie przykre to, że takie miejsca uległy zniszczeniu i zapomnieniu.

      Usuń

Archiwum bloga

Szukaj na tym blogu